Kolejne dni mijały praktycznie tak samo. Pół dnia spędzałam na zajęciach, a drugie pół w szkolnej bibliotece, pomagając pani Gamble w układaniu książek. Gdy wracałam do domu, kierowałam się od razu do sali treningowej, by pozbyć się frustracji z całego dnia albo siadałam przy książkach i nadrabiałam materiał. Czasami pomagałam przyjaciółkom w nauce.
Po rozmowie z mamą na temat tamtego feralnego dnia, kiedy zostałam ukarana szlabanem, uspokoiłam się nieco. Starałam się trzymać emocje na wodzy, by po raz kolejny nie wybuchnąć, ale Lysander skutecznie mi to utrudniał. Ignorowałam to, że zostawiał mi swoją część pracy, a sam zaszywał się gdzieś między regałami, ale jego uwagi stały się bardziej zajadłe i kąśliwe. Czepiał się o dosłownie wszystko. Od mojej aktywności na lekcjach, po mój ubiór czy nawet uczesanie. Nie było dnia, żeby mi nie ubliżył.
Dzisiaj było najgorzej, odkąd stałam się ofiarą Lysandra i Rozalii. Od samego rana dogadywali mi oboje, co starałam się puszczać mimo uszu i nie odzywać się, ale najbardziej upokorzyli mnie podczas przerwy na obiad.
Siedziałam z przyjaciółkami przy naszym ulubionym stoliku w najdalszym kącie stołówki, i rozmawiałyśmy o projekcie na historię, do którego zostałyśmy przypisane, kiedy grupka Lysandra z nim i Rozalią na czele, nagle zapragnęli przejść obok nas.
— Li, masz dryg do grafiki, więc może zajmiesz się oprawą? — zaproponowałam przyjaciółce, gdy dzieliłyśmy obowiązki.
Ignorowałam ich śmiechy i głośne rozmowy, skupiając się na tym, co mówią do mnie przyjaciółki, ale kiedy poczułam, jak na moich plecach ląduje tacka z jedzeniem, ledwie się powstrzymałam od podniesienia jej z podłogi i uderzenia nią Rozalii, którą zauważyłam za sobą.
— Ups! — Rozalia zrobiła minę niewiniątka. — Tak mi jakoś wypadło z rąk… To chyba przez to, że się potknęłam o czyjeś krzesło.
— Czyżby ktoś był niezdarą? — wyrwało mi się cicho pod nosem, ale na tyle głośno, że dziewczyna to usłyszała.
— Uważaj na słowa, Nerdi — pochyliła się w moją stronę, ciskając gromami z oczu — bo mogę ci zrobić z życia jeszcze większe piekło.
Nie odzywając się więcej, zawróciła w stronę swojego stolika razem ze swoją grupką.
Wyobraziłam sobie, że wrzeszczę z bezsilności. Nie pomogło. Marzyłam tylko o tym, by wreszcie skończyć szkołę i wyrwać się od tych cholernych ludzi. Zostawiłam niedojedzony posiłek i wyszłam ze stołówki, żeby się przebrać. Całe szczęście, że w torbie miałam dresy na zajęcia sportowe.
— I Mich znowu w dresie — westchnęła Amber, kiedy siedziałam zamknięta w kabinie toalety przebierałam się w czyste ciuchy. — Ledwo udało mi się namówić cię na dżinsy, a to znów się wywinęłaś…
— Tym razem to nie moja wina — wytknęłam to przyjaciółce. — Naprawdę się starałam, ale widocznie dres to jednak moje przeznaczenie…
Westchnęłam teatralnie, tuląc się do bluzy. Amber szturchnęła mnie w żebra, pokazując język. Odepchnęłam ją i śmiejąc się, wyszłyśmy z łazienki na kolejne zajęcia.
W bibliotece było dziś do odłożenia więcej książek niż zwykle i poświęciłam dużo czasu na posegregowanie swojego wózka. Gdy wykonałam większość pracy, Lysander podszedł do mnie, po czym oparł się niedbale o regał.
— Skończyłaś już? — zapytał, zaglądając mi przez ramię. — Bo chciałbym się dzisiaj szybciej stąd wydostać, a został jeszcze mój wózek…
— To dlaczego nie zabierzesz go i nie poodkładasz sam książek? — burknęłam, błagając w myślach, żeby się ode mnie odczepił. — Z tyłu masz wypisane, na której półce powinny leżeć.
— Po co mam się męczyć, skoro ty to możesz za mnie zrobić, tak jak każdego dnia? Świetnie sobie radzisz.
Powstrzymałam się od prychnięcia. Miałam nadzieję, że kiedy zauważy mój brak reakcji, w końcu sobie pójdzie. Prawiąc takie „komplementy”, podnosił mi ciśnienie jeszcze bardziej.
— Chyba, że zależy ci na powtórce z zeszłego tygodnia. Ja tam mogę się zobaczyć z tą starą ropuchą. Tylko pamiętaj… — Nachylił się w moją stronę i wyszeptał do ucha: — Kolejna nota w kartotece i więcej szlabanu czeka.
Zazgrzytałam zębami, zaciskając dłonie na rączce wózka, tak mocno aż poczułam pieczenie. Uspokój się, Mich… On robi to specjalnie, żeby cię zdenerwować. To nic takiego. Zignoruj go… Powtarzałam to sobie w myślach jak mantrę. Minęłam go, by poszukać kolejnego działu do odłożenia ostatnich książek. Na środku korytarza stał nietknięty przez Lysandra wózek, którego opróżnienie przecież był jego przydziałem. Na ten widok zachciało mi się płakać. Nie miałam najmniejszej ochoty siedzieć tu do wieczora. Na samo wspomnienie o awanturze, jaką zrobiła nam bibliotekarka i dyrektorka, przechodziły mnie ciarki.
— Tak sobie teraz pomyślałem… — mruknął, drapiąc się po brodzie, patrzył w dal. — Chodzisz praktycznie cały czas ubrana jak facet, zachowujesz się jak facet, w dodatku nerd… Wyrokuję, że jesteś skazana na staropanieństwo, a dokładniej starokawalerstwo, skoro w ogóle nie przypominasz dziewczyny. Jedyna znana mi osoba, która mogłaby się tobą ewentualnie zainteresować to Alexy…
Odczep się ode mnie, pomyślałam, krążąc między regałami, by go zgubić. Miałam go dość. Byłam wykończona spędzonymi godzinami w bibliotece, a jego obecność doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Nie chciałam dopuścić do kolejnej utraty kontroli nad nerwami. Całą siłą woli powstrzymywałam się, żeby się nie odezwać.
— No, ale hej! Dziwisz mi się? Widziałaś się kiedyś w lustrze?
— Daj mi już spokój! — Odwróciłam się do niego gwałtownie, celując palcem w środek jego klatki piersiowej. — Jak nie masz co ze sobą zrobić, to proszę bardzo! Tam masz wózek z książkami, które trzeba odłożyć! Mam dość chodzenia i robienia wszystkiego za ciebie!
— Przepraszam cię bardzo, ale ty nas tu wpakowałaś, kujonico. Gdybyś tylko panowała nad swoimi rękoma, nigdy byśmy tu nie musieli siedzieć. Więc zabieraj dupę i odbębniaj swoją karę.
Spojrzałam na niego jak na wariata. Czy on mówił to poważnie? JA nas tu wpakowałam?!
— Gdybyś nie był takim chamem i nie zaczepiał mnie, nigdy by do tego nie doszło! To jest tak samo moja wina, jak i twoja!
— Co to za krzyki? Co to za słownictwo? — Oburzona pani Gamble pojawiła się obok nas z założonymi rękoma. Frustracja biła z jej spojrzenia. — To jest szkolna biblioteka, a nie rynsztok!
Dopiero słowa bibliotekarki uzmysłowiły mi, że po raz kolejny dałam się sprowokować. Spuściłam wzrok na podłogę, a twarz oblało mi gorąco. Znów uniosłam się nerwami i to jeszcze w taki sposób. Jednak zbyt wiele trzymałam w sobie i pozwoliłam płynąć słowom. Czułam wręcz na języku gorycz, która kotłowała się we mnie przez cały ten czas.
— To wszystko jego wina! Nie dość, że nie robi nic zostawiając mi całą robotę, to jeszcze bez przerwy chodzi za mną i mnie obraża! Jak pani myśli, ile jeszcze jestem w stanie znieść? To jest liceum, a nie podstawówka, żeby zachowywać się w ten sposób, a dyrekcja nie robi z tym nic! Jeszcze chroni go i…
— Zamknij się, pieprzony kujonie! Wracaj do swoich zasranych książeczek…
— Dość! — Krzyk bibliotekarki rozniósł się po całym pomieszczeniu. — Nie mam zamiaru wysłuchiwać waszych wrzasków. Natychmiast wyjdźcie do dyrektorki.
Otwierałam usta, żeby zaprotestować, ale słowa utkwiły mi w gardle. Nie wiedziałam nawet, co chcę tak naprawdę powiedzieć. Wyrzuciwszy całą złość w eter, opadłam z sił. Zbierało mi się na płacz i krzyk jednocześnie. Miałam nieodpartą chęć rozwalenia czegoś, a najbardziej starcia tego durnowatego wyrazu z twarzy Lysa. Nie mogłam na niego patrzeć.
Zabrałam swój plecak przed wyjściem i od razu poszłam do dyrektorki. Chciałam mieć to już za sobą i móc wrócić do domu. Jednego jednak nie mogłam zrozumieć - dlaczego akurat do mnie się przyczepił? Przecież w szkole było mnóstwo osób, które dobrze się uczyły, ubierały się w luźniejszy sposób, czy nawet trenowały. Dlaczego to na mnie skupił swoją uwagę? W gonitwie myśli weszłam do gabinetu.
Na wejściu dowiedziałam się od sekretarki, że pani Shaller prowadzi ważną rozmowę telefoniczną i mam zaczekać na wezwanie. Chwilę później Lysander minął się w wejściu z sekretarką. Usiadł obok mnie, kładąc kostkę na kolanie drugiej nogi. Starałam się nie myśleć o jego obecności, w czym jednak znacząco przeszkadzało mi jego wesołkowate nucenie. Po kilku minutach nie wytrzymałam i wypaliłam:
— Nie mogę jednego zrozumieć. Co we mnie jest takiego, że nie dajesz mi spokoju.
— Hmm... Niech pomyślę... — Spojrzał się w dal i przyłożył palce do brody udając, że myśli nad czymś intensywnie. — Bo zastanawia mnie, jak można być dziewczyną i zupełnie jej nie przypominać? W tych dresach przypominasz chłopaka.
— W szkole jest dużo osób, które chodzą ubrane w dresy. To nie jest argument. Poza tym to, że dzisiaj jestem w dresach, to wina twojej przyjaciółki.
— Sportowcy, którzy mają zajęcia fizyczne. Nawet kapitanowie drużyn zakładają zwykłe ubrania poza treningami — żachnął się i przewrócił oczami. — Naprawdę chcesz o tym rozmawiać, kujonie?
— Jesteś okropny — skrzywiłam się, odwracając od niego wzrok, czując coraz większą niechęć. — Jak słusznie zauważyłeś, jestem dziewczyną i potrafię wyglądać jak dziewczyna.
— Mówisz poważnie?
— Tak, a co? Mam ci to udowodnić? — zapytałam retorycznie, powstrzymując parsknięcie śmiechem.
— Okej.
Spojrzałam się na niego zdziwiona, mając przeczucie, że po raz kolejny robi sobie ze mnie żarty.
— Udowodnij mi to — kontynuował, wbijając we mnie intensywne spojrzenie dwukolorowych tęczówek. — Proponuję układ. Ty mi pokażesz, że potrafisz się zachować i ubrać jak prawdziwa dziewczyna, dajmy na to przez miesiąc, a ja się od ciebie odczepię. Masz moje słowo, że nie odezwę się wtedy do ciebie do końca szkoły. Co ty na to?
Nie odpowiedziałam mu od razu. W pierwszej chwili chciałam go wyśmiać, ale im dłużej się nad zastanowiłam, tym bardziej pociągała mnie jego propozycja. Przecież, nawet jeśli to jego kolejna gierka, mogłam zrezygnować w każdej chwili. To tylko durny, nic nieznaczący zakład. Wizja spokojnie ukończonej szkoły stała się na tyle kusząca, że odpowiedziałam:
— Zgoda.
W tym samym momencie z gabinetu wyszła dyrektora z kwaśną miną, a gdy nas zobaczyła, jej mina jeszcze bardziej zrzedła.
— Wejdźcie.
Przepuściła nas w drzwiach i zamknęła je za nami. Powolnym krokiem wróciła za biurko, oparła łokcie o blat i splotła razem palce.
— Czy wy nie potraficie spędzić chociaż jednego tygodnia bez sprawiania kłopotów? Naprawdę wam zależy na jeszcze dłuższej karze?
— Pani dyrektor, przepraszam, że przerywam, ale musi pani wiedzieć, że to wszystko wina Lysandra. Ja swoją część pracy wykonałam, a on zostawił swój wózek i nawet…
— Rozumiem, że jesteś zdenerwowana Michelle, ale musicie zrozumieć, że dostaliście karę, którą musicie wykonać w określonym czasie. To, jak to zrobicie już mnie nie interesuje. Nie chcę na was nakładać kolejnego szlabanu.
— Czyli, że co? Ja mam odwalać całą robotę, a on może się obijać i siedzieć przez cały ten czas i nic nie robić?
— Michelle. — Twardość w jej głosie sprawiła, że zawstydzona ponownie oblałam się rumieńcem. Znowu uniosłam się emocjami. — Rozmawialiśmy o tym poprzednim razem. Nie chcę się powtarzać. Dostaliście karę, musicie ją wykonać, a ani ja ani pani Gamble nie jest w stanie kontrolować, jak ją wykonujecie.
Lysander rzucił mi znaczące spojrzenie wraz z ironicznym uśmiechem i już miałam otwierać usta, żeby jakoś zareagować, ale przerwała mi dyrektorka.
— Aczkolwiek to nie zmienia faktu, że kara została nałożona na was oboje i oboje powinniście ją wykonywać. Dlatego przez następne dwa miesiące Lysander będzie sprzątać i wykonywać wszystkie zadania pod czujnym okiem pani Gamble, a tobie Mich przypadnie pozostała cześć pracy. Jutro proszę zgłosić się zaraz po lekcjach do woźnego, będziecie sprzątać salę gimnastyczną.
— Pani chyba sobie kpi. Nie mam zamiaru robić za szkolną sprzątaczkę!
— Panuj nad językiem chłopcze, bo mówisz to do mnie, a nie do swojego kolegi. I nie kpię. Będziesz sprzątać, chyba że chcesz mieć poważniejsze kłopoty. — Spojrzała na niego znacząco, po czym westchnęła ciężko, opadając na oparcie krzesła. — Rozmowę uważam za zakończoną, a teraz możecie wrócić do domu.
Lysander prychnął oburzony i bluzgając pod nosem, wyszedł z gabinetu. Mi nie pozostało nic innego, jak zrobić to samo.
Idąc opustoszałymi korytarzami, nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Mimo kolejnej kary, czułam satysfakcję. W końcu udało mi się postawić na swoim. W końcu nie będę musiała odpracowywać też za niego. Co prawda czułam też niepokój związany z tym, że Lysander może chcieć się na mnie zemścić, ale odsunęłam od siebie tą nieprzyjemną myśl i delektowałam się wcześniejszym powrotem do domu.
Kiedy znalazłam się już w domu, od progu przywitał mnie zdziwiony tata. Spojrzał na mnie znad kwadratowych oprawek okularów, unosząc lekko brwi.
— Ty już wróciłaś? — zapytał, przyglądając mi się uważnie. — Coś się stało, że tak wcześnie?
— Można tak powiedzieć… — mruknęłam wymijająco, unosząc lekko kąciki ust, jednak ojciec nie spuszczał ze mnie uważnego spojrzenia, czekając na odpowiedź. — Hm… Powiedzmy, że znów wdałam się w kłótnię z tym Lysandrem, z którym miałam szlaban. Skończyło się wizytą u dyrektorki i zmianą kary, ale nie martw się — dodałam, widząc zaniepokojone spojrzenie taty — to nic takiego. Po prostu teraz nie będę musiała pracować za dwóch. Mamy sprzątać klasy pod okiem woźnego, więc będziemy pod ciągłą kontrolą.
— To dobrze — uśmiechnął się lekko i zabrał teczkę z jakimiś dokumentami pod pachę. — Idź pomóż mamie, bo już chyba skończyła piec kurczaka, to zaraz zjemy obiad.
Nakrywając do stołu, opowiedziałam mamie o zajściu w szkole i jak teraz będzie wyglądać mój szlaban. Przy stole rodzice opowiedzieli mi, jak im minął dzień; mama opowiadała o problemach w zielarskim sklepie, a tata dopowiadał zabawne anegdotki z kancelarii. Siedziałam na krześle szczęśliwa, że w końcu mogłam zjeść wspólny posiłek z rodzicami. W ostatnim tygodniu natłok obowiązków i moje sprzątanie do późna biblioteki uniemożliwiały nam wspólne obiady.
Kiedy zjedliśmy i posprzątaliśmy, mogliśmy rozłożyć się na kanapie w salonie z miską popcornu i obejrzeć wspólnie film. Wprawdzie większość czasu przegadaliśmy, ale nie bardzo nam to przeszkadzało. Dopiero późno w nocy rozeszliśmy się do swoich sypialni.
Kiedy będzie rozdział?
OdpowiedzUsuń