sobota, 17 lutego 2024

Lysandrowe fantazje – GARDA

Charlotte niechętnie zgodziła się na moją prośbę, ale nie drążyła więcej tego tematu, za co byłam jej wdzięczna. Zdawałam sobie sprawę z absurdu całej tej sprawy z zakładem, jednak i tak nie miałam nic do stracenia. Mogłam zaryzykować, w końcu noszenie sukienek nie zabijało. A przynajmniej taką miałam nadzieję.

Kiedy w końcu znalazłyśmy się w stołówce i dołączyłyśmy do Amber i Li, byłam tak zmęczona i zestresowana, że mój ulubiony bajgiel z serkiem i warzywami smakował jak karton. Przez moment nawet zastanowiłam się, czy nie poprosić dyrektorki o zwolnienie do końca dnia, ale nie chciałam opuszczać zajęć. Przez treningi miałam mniej czasu na naukę, więc nie chciałam dokładać do tego zaległości.

Dobra, dziewczyny, jest sprawa — odezwała się niespodziewanie Charlotte, kładąc gwałtownie dłonie na stół. Spojrzałyśmy na nią nieco zdezorientowane. — Właściwie to dwie sprawy, w które miała nas wtajemniczyć Mich, ale tego nie zrobiła i do czego jest teraz idealny czas. — Spojrzała na mnie znacząco, jakbym miała doskonałe pojęcie o co jej chodziło. — Po pierwsze, jak wszystkie tu obecne dobrze wiemy, Mich trenuje boks.

Odkrycia na skalę światową to tym nie zrobiłaś — odezwała się Li.

Gdybyś mi nie przerwała, to dowiedziałabyś się o co chodzi, bez zbędnego wysilania mózgu — odgryzła się. — A chodzi o to, że nasza Mich od niedawna nie tylko trenuje boks dla przyjemności, ale także w ramach przygotowań do lokalnych zawodów.

Co?! — Zawołała Amber, zwracając na nas uwagę kilku osób siedzących stolik obok. — Od kiedy? I dlaczego dowiadujemy się o tym dopiero teraz?

Zapomniałam — odparłam szybko, posyłając jej przepraszający uśmiech. Char prychnęła poirytowana moim żałosnym usprawiedliwieniem, a Ami spojrzała na mnie z politowaniem. — No dobra, nie zapomniałam, ale to nie było do końca pewne, poza tym nie chciałam się tym zbytnio obnosić.

Tak nie chciałaś się z tym obnosić, że najchętniej nie mówiłabyś tego rodzicom, ale że potrzebujesz ich zgody, to ci nie wyszło. — Charlotte przewróciła oczami.

To, że to wszystko nie wyszło, to nie dlatego, że nie chciałam im mówić, tylko przez cholerny długi jęzor Kastiela!

Czekajcie, bo zaczynam się gubić. — Amber wbiła we mnie i Char intensywne spojrzenie.

Tego było naprawdę za dużo jak na jeden dzień, a nie minęła nawet połowa lekcji. Zebrałam się jednak w sobie i opowiedziałam o aferze z Kastielem i rodzicami. Im więcej razy o tym myślałam, im więcej razy powtarzałam wszystko na głos, tym wydawało mi się to jeszcze bardziej absurdalne niż zakład z Lysandrem.

Więc naszym zadaniem jest przygotować odpowiednie argumenty dla rodziców Mich, żeby ich przekonać do podpisania zgody. — podsumowała Char, a dziewczyny pokiwały głowami.

Tak jakbyśmy właśnie omawiały prosty projekt na zajęcia. No tak, przecież to nic trudnego przekonać do czegoś moich rodziców!

A druga sprawa? — odezwała się pozornie znudzona Li. Widziałam po jej nieco nieobecnym wzroku, że w jej głowie zaczęła się gonitwa myśli. Że podjęła wyzwanie, by przygotować najlepszą argumentację, na jaką było ją stać.

Druga sprawa tyczy się tego, że Mich zdecydowała się zmienić swój styl na bardziej kobiecy. — Nim Char skończyła zdanie, pozostałe przyjaciółki zaczęły wgapiać się we mnie z niedowierzaniem.

Naprawdę? — Ami spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. — Co się stało, że zmieniłaś zdanie?

Nic takiego… — zająknęłam się, próbując nie zaśmiać się histerycznie. — Po prostu stwierdziłam, że przydałaby mi się zmiana. Chciałabym spróbować czegoś nowego, zobaczyć, czy to jest coś dla mnie… Poza tym noszenie sukienek przecież nie zabija… — powiedziałam swoją myśl na głos i jakoś w nią zwątpiłam. A jeśli o coś się zaczepię i…?

Miałam wrażenie, że jeśli powtórzę to zdanie jeszcze kilka razy, to stanie się moim mottem pomagającym przetrwać ten bałagan.

Wreszcie, Mich! Przyznaj się, nawet ciebie zauroczyła któraś z tych sukienek, które ci ostatnio pokazywałam, no nie? — Rozradowana paplała jak najęta, nie przejmując się kompletnie niczym. Nie zauważyła spojrzenia Char, które wypalało mi dziurę w głowie, i poczułam, że trochę się kulę. Jednak ulga, która rozlała się po moim ciele sprawiła, że nie było mi w głowie wyprowadzanie Amber z błędu. Przynajmniej odpadł problem z niewygodnymi pytaniami.

Od kiedy chcesz zacząć swoją metamorfozę?

Hmm, uważam, że nie ma na co czekać. — Wysiliłam się na obojętny ton. Lysander dał mi wyraźnie odczuć, że dalsze odkładanie sprawy w niczym mi nie pomoże.

To wpadnę do ciebie po szkole, żeby przejrzeć twoją szafę. Muszę wiedzieć, z czym pracuję. Poza tym musisz mi powiedzieć co konkretnie cię interesuje. Samo określenie „sukienki” mi nie wystarczy.

Zaraz po szkole mam trening, a później muszę przysiąść przy książkach. Nie wiem, czy to dobry pomysł…

No, to po treningu przyjdę! Ty będziesz mogła się na spokojnie uczyć, a ja zrobię przegląd. Daj mi tylko znać o której będziesz wolna!


Brak Lysandra w bibliotece przestawał mnie dziwić. Można powiedzieć, że zaczęłam się przyzwyczajać do jego nieobecności. Uspokajała mnie świadomość, że i dzisiaj obejdzie się bez rozpraszających uwag. Potrzebowałam odrobiny wytchnienia i samotności, szczególnie teraz, gdy przed oczami nadal miałam te paskudne zdjęcia.

Na szczęście tego dnia pani Gamble okazała litość, zlecając mniej pracy, dzięki czemu już po niecałych czterdziestu minutach wychodziłam z biblioteki.

Kastiel? Co ty tu robisz? — Zmarszczyłam brwi, przyglądając się, jak niósł ogromny karton pełen zdjęć.

Cześć, Mich! — Uśmiechnął się szeroko, jednak jego mina szybko straciła radosny wyraz. — Zgłosiłem się do dyrektorki na ochotnika, żeby pozbierać twoje zdjęcia. Przykro mi z tego powodu…

Och, to super — powiedziałam bez przekonania. — To szlachetne z twojej strony.

Mimo największych chęci, nie byłam w stanie powstrzymać się od sarkazmu. Niestety, kilka dobrych słów czy ładnych uśmiechów nie sprawi, że zapomnę o wszystkim co miałam mu za złe.

Nie musisz być taka niemiła. Naprawdę chciałem pomóc — mruknął urażony.

Och, daj spokój. Oboje dobrze wiemy dlaczego to zrobiłeś, ale niech ci się nie wydaje, że dasz radę mnie tym przekonać — żachnęłam się, tym razem już nie kryjąc się ze złością. — To że pozbierasz bałagan po swoich przyjaciołach nie sprawi, że o wszystkim zapomnę i znów będziemy świetnymi przyjaciółmi. To tak nie działa, Kastiel.

Dyrektorka mówiła, że nie wiesz kto to mógł zrobić, i że dopiero przeprowadzi dochodzenie na ten temat…

Owszem, nie złapałam nikogo za rękę, ale sądzę, że podejrzenia Char mogą być słuszne. Tylko ta dwójka mogłaby wpaść na tak durnowaty pomysł, żeby mnie upokorzyć. Tylko oni znaleźli sobie we mnie idealny obiekt do drwin.

Nie czekając na reakcję ze strony Kastiela, poprawiłam plecak na ramieniu i ruszyłam wzdłuż prawie pustego korytarza.

Znowu to samo. Czy do niego nic nie docierało? Ślepo za nimi podążał, kompletnie ignorując ich zachowanie, a to mi cały czas wygadywał starą przyjaźń. Miałam w sobie na tyle godności, żeby nie okazywać im, jak się czuję, jednak nie miałam zamiaru o tym zapominać ze względu na byłą już przyjaźń z Kastielem.

Westchnęłam ciężko i schowałam plecak do szafki, zamieniając go na torbę na siłownię. Dołożyłam tylko do niej książki potrzebne do nauki na jutrzejsze zajęcia i w końcu wyszłam ze szkoły. W drodze napisałam do mamy, że od razu idę na trening do Dakoty, założyłam jeszcze słuchawki, starając się wyzbyć myśli.


Świetnie, że jesteś dzisiaj szybciej, mamy strasznie dużo do nadrobienia. Przebieraj się i widzimy się przy gruszkach.

Ledwo przekroczyłam próg siłowni, zostałam przygnieciona słowotokiem Dake’a. Nim zdążyłam się cokolwiek odezwać, wpatrywałam się w jego plecy, gdy lawirował pomiędzy ćwiczącymi ludźmi.

Dake, musimy pogadać, to ważne. — Próbowałam go przywołać, chciałam mu powiedzieć o decyzji rodziców, póki miałam jeszcze odwagę.

Dobrze, Michie, ale po treningu, bo naprawdę w tej chwili bardzo goni nas czas! — Z uśmiechem wyminął mnie po raz kolejny, tym razem znikając w kantorku.

Westchnęłam ciężko i zrezygnowana udałam się do szatni. Miałam nadzieję, że odwaga mnie nie opuści i jednak uda mi się z nim porozmawiać wcześniej niż później. Przy okazji nie chciałam marnować czasu, skoro tak czy inaczej mogłam go wykorzystać na trening.

Czekając na Dakotę, rozgrzałam się i odpowiednio rozciągnęłam mięśnie. Próbowałam się skupić, poukładać jakoś to, co chciałam mu przekazać, mimochodem podążając za nim wzrokiem. Mimo że przez cały dzień myślałam o tym, to jednak za każdym razem, gdy zbliżał się do mnie czułam nieprzyjemny ścisk w żołądku. Naprawdę nie chciałam rezygnować z zawodów, ale jeśli rodzice nie zmieniliby zdania, to na nic były moje chęci. Poza tym lepiej, żeby Dake wiedział o tym wcześniej, by mógł znaleźć za mnie zastępstwo.

Dobra, słońce, już jestem cały twój. — Niespodziewanie Blondyneczka pojawił się obok, niemal przyprawiając mnie o zawał. — Ostatnio pracowaliśmy nad twoją postawą. Dziś chciałbym sprawdzić twoją szybkość i refleks. Rozgrzewkę robiłaś, tak?

Tak, jak zawsze, niezmiennie od ponad dziesięciu lat — parsknęłam.

Dobra, dobra, już nie bądź taka cwana. Wolę się upewnić, bo nic ci nie mówiłem. W każdym razie znajdź sobie gruszkę mniej więcej na wysokości swojej głowy. Spróbuj w nią uderzyć kilka razy, zapoznaj się z tym jak działa. Dziś chciałbym, żebyś skupiła się na tym, by w nią trafić co najmniej kilka razy pod rząd.

Przecież wiem jak działa gruszka. Kilka razy? Z tym chyba nie będzie problemu. — Spojrzałam na niego spod wysoko uniesionych brwi.

Dake założył ręce na piersi, patrząc na mnie sceptycznie. Kiwnął zachęcająco głową, nie zmieniając postawy, co zbiło mnie nieco z tropu. Wiedziałam na czym polega trening z gruszką. Regularnie przychodziłam na salę, widziałam jak pozostali ludzie trenowali. Sam Dakota na początku, gdy zaczął mnie uczyć podstaw w boksie, opowiedział mi o tym dokładnie. Nie trenowałam jednak długo z tym rodzajem worka, ponieważ oboje doszliśmy do wniosku, że nie jest mi to niezbędne. Wtedy miałam po prostu nauczyć się samoobrony.

Stanęłam przed gruszką, czując na sobie uważny wzrok Dakoty, przez który straciłam na pewności siebie. Pomachałam głową na boki, chcąc rozluźnić nieco mięśnie, po czym uderzyłam mocno prawą ręką. Nim jednak zdążyłam choćby pomyśleć o podniesieniu drugiej ręki, worek, który zatoczył się szybko w tył, gwałtownie obił z powrotem w moją stronę. Serce ścisnęło mi się z przerażenia, gdy patrzyłam jak gruszka leci prosto w moją twarz. Uskoczyłam na bok, dziękując za resztki instynktu samozachowawczego.

Co to, do cholery, było?

Słysząc cichy śmiech Dakoty, odwróciłam się do niego i wypuściłam mocno wstrzymywany oddech.

I co, cwaniaku? Nie takie proste, co? — Szeroki uśmiech na jego twarzy, sprawił że zrobiło mi się gorąco z zażenowania. — Mimo wszystko, masz niezły refleks.

Dzięki, ale nie wiem czy to ma jakikolwiek sens… — mruknęłam cicho, uciekając od niego wzrokiem. Nie mogłam na niego patrzeć.

Trening z gruszką to podstawa. Nie możemy tego odpuścić, jeśli chcesz być dobrze przy gotowana do zawodów.

Problem w tym, że nie wiem czy w ogóle w nich wezmę udział.

Mich. Mówiłem ci już, że poradzisz sobie z tym, jak mało kto. Gdybym nie był tego pewien, nigdy bym ci tego nie zaproponował.

Uch… Dlaczego rozmowa z nim musiała być taka ciężka? Tak bardzo nie chciałam go zawieść, ale wiedziałam, że jeśli nie uda się przekonać rodziców, to na nic moje chęci. Nie mogłam odwlekać tego w nieskończoność.

Nie chodzi mi o to… — Zerknęłam na niego, czując potworny ścisk w żołądku. Patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami i założonymi rękami. — Rodzicesięniezgodzili — wymamrotałam na jednym wydechu, po czym wstrzymałam powietrze w płucach.

Co? O czym ty mówisz?

Uch… Rodzice się nie zgodzili na zawody. Nie wezmę w nich udziału... — jęknęłam i zakryłam twarz owiniętymi dłońmi. Szorstkość bandaży pozwalała mi na zachowanie resztek samokontroli, choć i tak czułam zbierające się łzy.

Powiedzenie tego na głos brzmiało jak wyrok. Nawet jeśli dziewczyny chciały mi pomóc przekonać rodziców, to i tak nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogliby zmienić zdanie. Nie chciałam żyć złudną nadzieją, bo późniejsze rozczarowanie bolałoby jeszcze bardziej. Nawet jeśli w głębi serca naprawdę chciałam wziąć udział w tych głupich zawodach.

Próbowałaś z nimi rozmawiać? Dlaczego podjęli taką decyzję? — Łagodny głos Dakoty sprawił, że ścisnęło mnie w dołku jeszcze bardziej.

Kiwnęłam głową, walcząc z nierównym oddechem. Starałam się uspokoić i nie popłakać. Było mi wstyd. Po raz kolejny kogoś zawiodłam i nie mogłam nic z tym zrobić. Zabrałam z twarzy dłonie, które zacisnęłam na ramionach, błądząc wzrokiem po sali.

Charlotte z dziewczynami zaproponowała, że pomoże mi ich przekonać, ale wątpię, żeby to się udało. Oni jak sobie coś postanowią, to…

Tak, wiem… — Dake westchnął i przeczesał dłonią włosy. — Nie wydaje mi się, żeby dziewczyny mogły coś zmienić.

Charlotte mówi, że warto chociaż spróbować — mruknęłam nieprzekonana.

Nie.

Stanowczy ton głosu Dakoty sprawił, że spojrzałam na niego zdziwiona. Wydawało mi się, że jemu najbardziej powinno zależeć na zgodzie rodziców.

Nie warto nawet mieszać w to dziewczyn, bo to raczej nic nie zmieni. — Patrzyłam na niego jeszcze bardziej zdezorientowana. Co chodziło po tej blond głowie? — Z twoimi rodzicami powinien pogadać ktoś, kto ma pojęcie o czym mówi, a twoje przyjaciółki nie mają z tym nic wspólnego.

Mi się to nie udało.

Nie ciebie mam na myśli.

W takim razie co proponujesz? — Wbiłam w niego spojrzenie.

Chciałbym z nimi osobiście porozmawiać.


piątek, 25 sierpnia 2023

Lysandrowe fantazje – LEWY PROSTY

Mich, czy możemy porozmawiać?

Myślę, że nie mamy o czym, Kas. W piątek powiedziałeś wystarczająco dużo. — Zatrzasnęłam szafkę, ledwo się powstrzymując, by nie trzasnąć jego twarzą o ścianę.

Naprawdę, że on ma czelność po tym wszystkim przyjść i prosić o rozmowę. Trzeba było pomyśleć tamtego wieczoru, a nie teraz przychodzić. I myśli, że co? Że pogadamy, on mnie przeprosi i wszystko wróci do normy? Może dla niego byłoby to możliwe. Dla mnie bynajmniej.

Skoro nie chcesz rozmawiać, to chociaż mnie wysłuchaj. Proszę cię… — Spojrzał na mnie tym szarym wzrokiem, ale odwróciłam się od niego.

Przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę klasy.

I co niby masz mi do powiedzenia? Marne „przepraszam”, sądząc że to wszystko załatwi? — Nie mogłam znieść jego wzroku pełnego nadziei. — Daj spokój. Zniszczyłeś mi wszystko po całości. Nie chcę na razie o tym rozmawiać…

Ignorując Kastiela i innych uczniów przecisnęłam się przez zatłoczony korytarz i od razu schowałam się w klasie. Na szczęście była jeszcze pusta. Usiadłam w ławce i opierając głowę o blat, zakryłam się rękoma.

Nie mogłam wyrzucić z głowy pełnego rozczarowania spojrzenia rodziców. Wciąż czułam ból, gdy usłyszałam stanowcze „nie”. Cholerna kolacja, która potoczyła się w tak popieprzony sposób. Przeklęty Kastiel i jego długi jęzor!

Siedziałam jeszcze przez dłuższą chwilę, aż do klasy zaczęli wchodzić kolejni uczniowie. Czując szturchnięcie w ramię, niechętnie podniosłam wzrok. Spojrzałam na Char, odpowiadając na jej uśmiech, marną imitacją swojego.

Mich, co się stało? — zapytała zmartwiona.

Nic takiego... — Wzruszyłam ramionami, ale dotarło do mnie, że ona nie odpuści, więc dodałam z ciężkim westchnieniem. — Później, dobrze? Opowiem ci wszystko, ale nie teraz. Proszę...

Tak naprawdę wątpiłam, że kiedykolwiek będę chciała o tym z nią rozmawiać. Bo w sumie co miałabym jej powiedzieć? Ona też nie wiedziała o zawodach, poza tym chyba najpierw powinnam powiedzieć o odmowie rodziców Dakocie, ale wizja i tej rozmowy nie napawała mnie optymizmem. Cóż… Reakcję pierwszych już znałam, nawet jeśli naiwnie liczyłam na inny rezultat. Co sprawiało, że czułam ciarki na plecach, bo po Dakocie mogłam się spodziewać absolutnie wszystkiego. Poza tym… Nie chciałam rezygnować z możliwości wzięcia udziału w zawodach. Nawet jeśli bez zgody rodziców zrobiłabym to. Nie wiedziałam tylko jeszcze w jaki sposób. Miałam nadzieję, że uda mi się coś wymyślić, chociaż nie nasuwał mi się żaden logiczny argument, który mógłby mi pomóc. Może rozmowa z Char trochę rozjaśni mi głowę?

Westchnęłam przeciągle po raz kolejny, tym razem starając się skupić na lekcji. Zerknęłam niepewnie na zegar wiszący nad tablicą. Jeszcze pół godziny i będę mieć możliwość rozwiania części wątpliwości.

Czułam na sobie pełen niepokoju wzrok Char, ale nie ustępowałam. Mimo, że sama chciałam z nią porozmawiać, to wiedziałam, że lekcja nie jest najlepszym miejscem i czasem na rozmowę, tym bardziej na tę.


Kiedy rozbrzmiał dzwonek obwieszczający koniec lekcji, ledwo wyszłam z klasy i zostałam zaciągnięta przez przyjaciółkę w bardziej wyludnioną część korytarza. Nie podobało mi się zacięcie Char. Nie wróżyło to dla mnie niczego dobrego, bo uparta Char była jeszcze gorsza od znęcającego się na treningach Dakoty.

Albo w tej chwili wyjaśnisz mi co się stało, albo…

Już, już! Uspokój się, wszystko ci powiem… — Westchnęłam cierpiętniczo, przecierając twarz rękami. Była naprawdę nieznośna. Dobra, Mich, skup się. — Dakota jakiś tydzień temu zaproponował mi udział w zawodach. Zgodziłam się, potrzebowałam tylko zgody rodziców. Tak, wiem jakie mają do tego podejście — dodałam szybko, widząc jak Char otwierała usta. Nie wiedziałam jak odczytać emocje na jej twarzy. Zdziwienie, przerażenie, złość…? — Chciałam z nimi na ten temat pogadać jak najostrożniej w jakimś odpowiednim momencie… — Nie byłam do końca pewna o jaki moment mi chodziło, ale na pewno lepszy od kastielowego. — Niestety nic z tego nie wypaliło, bo na piątkowej kolacji wszystko rozwalił Kastiel. Zaczął coś paplać, że mając więcej wolnego może mnie wspierać w przygotowaniach do zawodów, a że rodzice o niczym nie wiedzieli, to wybuchła wojna. Dosłownie. Zaczęliśmy na siebie krzyczeć, wszyscy, przez co koniec końców nic nie wskórałam. Nawet jeśli wiedziałam, że się nie zgodzą, miałam jednak nadzieję, że jak ja z nimi o tym porozmawiam to będzie to jakoś inaczej przyjęte, że może chętniej się zgodzą… A tak jestem w ciemnej dupie… — Westchnęłam po raz kolejny, opierając się o ścianę. Miałam ochotę walić głową w mur. Może to by jakoś pomogło uspokoić to co się w niej działo?

Char patrzyła na mnie z coraz wyraźniejszym zaskoczeniem i niezrozumieniem. Przygryzłam wargę kompletnie nie wiedząc czego się spodziewać. Powiedziałam coś nie tak? Jednak co mogłam powiedzieć nie tak, streszczając jej po prostu to co się stało? Char, nie patrz tak na mnie… Skuliłam się w sobie, nie mogąc jednak oderwać od niej wzroku. Zacisnęłam palce na końcach rękawów, wciskając pięści w kieszeń bluzy.

Kiedy masz te zawody? — zapytała w końcu, marszcząc jeszcze bardziej brwi.

Pod koniec listopada… Coś koło dwudziestego, nie pamiętam dokładnie, a czemu pytasz? — Patrzyłam na nią czując jeszcze większy mętlik w głowie niż podczas lekcji. Co ty kombinujesz?

Okej… Zgodę rodziców musisz dostarczyć... kiedy?

Trzydziestego września jest ostatni dzień na złożenie wszystkich dokumentów. Czemu pytasz?

Czyli mamy jeszcze trochę czasu… — mruknęła cicho, jakby do siebie, bo jej spojrzenie błądziło gdzieś za moim prawym ramieniem. Potarła policzek w zamyśleniu. — Postaramy się jakoś przekonać twoich rodziców, żeby podpisali ci tę zgodę.

Co? Jak? Chyba nie sądzisz, że po rozmowie z tobą zmienią zdanie… Z resztą od kiedy zgadzasz się ze mną w stu procentach?

Nie uważam, że jedna rozmowa z marszu to załatwi, jednak jeśli przygotujemy odpowiednie argumenty, to nie sądzę żeby mieli jakieś większe obiekcje. Niewiedza budzi strach. Jeśli dokładnie im wygląda, i że ryzyko jest wręcz znikome… Myślę że to może się udać. Poza tym nie powiedziałam, że zgadzam się z tobą. — Spojrzałam na nią zdziwiona i pomachałam jej dłonią, by rozwinęła myśl. — Martwię się o ciebie, boję się, pewnie tak samo jak twoi rodzice i Kastiel, że coś poważnego może ci się stać. Nawet jeśli to są tylko amatorskie zawody i twój trener twierdzi, że sobie z tym poradzisz. Znam cię jednak na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie umiesz odpuścić sobie w czymś co dotyczy twojej pasji. Poza tym im lepszy będziesz mieć team wspierający, tym lepiej ci pójdzie.

Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką mogłam sobie kiedykolwiek wymarzyć! — Zawołałam i objęłam ją ramionami.

To już wszyscy wiemy. Teraz trzeba się zabrać do pracy! Nie marnujmy cennego czasu — Char wykręciła się z uścisku, ale zostawiła rękę przerzuconą przez moje ramię. — Pójdziemy grzecznie na angielski, a na długiej przerwie omówimy sytuację z dziewczynami. Im więcej głów do myślenia tym lepiej.

Dotarłyśmy prawie do klasy, kiedy usłyszałam słabo tłumione śmiechy poprzecinane moim imieniem. Rozejrzałam się po uczniach, a głośne szepty i wytykanie palcami utwierdziło mnie w tym, że wszyscy mówili o mnie. Czułam się coraz bardziej zdezorientowana, gdy zauważyłam w dłoniach co poniektórych jakieś zdjęcia.

Co tu się do, ciężkiej cholery, działo?

Zwróciłam się do Charlotte, wyrywającej pierwszej z brzegu dziewczynie zdjęcie. Widziałam jak jej twarz momentalnie zbladła, a w oczach rósł strach. Spojrzałam na kartę i, o ile samo zdjęcie nie przedstawiało niczego szczególnego, ot mokra od potu koszulka przylepiona do moich pleców, tak krwistoczerwony napis na środku, sprawił że krew zamarzła mi w żyłach.

CZY TO JAWA, CZY TO SEN, NIEUSTANNIE PRZEŚLADUJE MNIE SMRÓD MICHELLE

To się nie dzieje… To musi być jakiś koszmar. Po prostu jeszcze się nie obudziłam. Wystarczy, że się uszczypnę i obudzę się u siebie w łóżku, a cała ta sytuacja zniknie. Nie będzie jej.

Prawie bezwiednie wyciągałam ręce po kolejne zdjęcia. Na drugim ściągałam bluzę, a napis który czerwienił się na nim był jeszcze obrzydliwszy.

PACHY OWŁOSIONE, OCZY KRECIE, BYCIE BRZYDKĄ NIE PRZYSTOI KOBIECIE

Na kolejnym siedziałam po prostu z kapturem na głowie.

POŁOŻNA SIĘ WAHAŁA I PŁEĆ RZUCAJĄC MONETĄ WYBRAŁA

Jeszcze inne przedstawiało mnie na wuefie w luźnym podkoszulku.

NIE PRZESADZAJĄC, MICH MA ŁADNE PLECY. Z OBU STRON

Miałam wrażenie, jakby grunt obsuwał mi się pod nogami. Tępo wpatrywałam się w zdjęcia.

Czym sobie na to wszystko zasłużyłam? Przed oczami migały mi czerwono-czarne mroczki, a w uszach huczały głosy i śmiech ludzi dookoła. Tylko chłód ściany za plecami utwierdzał mnie w tym, że cała ta sytuacja dzieje się naprawdę.

Michelle, chodź. Powinnyśmy iść… — Głos Char docierał do mnie jakby przez warstwy grubej waty.

Pociągnęła mnie za rękę, próbując ruszyć z miejsca, ale czułam się, jakby nogi wrosły mi w ziemię. Jakby na złość utwierdzając w tym, że nie mogę się pod nią zapaść.

Trzeba zgłosić to dyrektorce. Tak dłużej być nie może. To szczeniackie zachowanie musi się skończyć.

Mhm… — mruknęłam od niechcenia, kompletnie nie rejestrując sensu jej słów.

Zaczęłam powłóczyć za nią nogami za drugim pociągnięciem.

Może powinnam zmienić szkołę…?

Ale co to da? Jeśli znajomości Lysandra tam nie docierają, znajdzie się ktoś na jego miejsce.

Wychodzi na to, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zniknięcie.

Usunąć się w cień, niebyt… Może wtedy by się to skończyło?

Może wtedy zaznałabym spokoju? Chociaż odrobinkę, tak niewiele mi potrzeba...

Panno Bonet, panno Hooper, czemu nie ma was na lekcji? Jest już dawno po dzwonku.

Przepraszamy... Właśnie szłyśmy do pani dyrektor.

Rozumiem, ale czy to nie może poczekać do przerwy? Nie sądzę, żeby dyrekcja była zadowolona z opuszczania zajęć.

Myślę że mogłybyśmy to załatwić na przerwie, jednak uważam, że im szybciej zgłosimy pani dyrektor znęcanie się, tym lepiej. Zwłaszcza jeżli prawdopodobnie oprawcą jest ktoś, z kim Mich ma styczność na lekcji.

Char… — mruknęłam, marną próbą zabierając swoją dłoń. — Odpuść…

Podniosłam na nią wzrok. Patrzyła na mnie z uniesionymi brwiami. I czego tu nie rozumieć? Chcę tylko spokoju. A u dyrekcji na pewno tego nie dostanę. Odrobinę spokoju. Tak tylko troszeczkę, tylko tyle aby ucichły te głosy.

...świnko…

...jaka spocona, fuj…

Ani mi się śni odpuszczać. Ja jestem w stanie zrozumieć bardzo dużo, ale te zdjęcia to już zdecydowanie przesada. Tym bardziej, że wygląda mi to na sprawkę Rozalii i Lysandra i, o ile się sytuacja nie zmieniła, a bardzo w to wątpię, to oni nadal mają jakąś chorą satysfakcję z poniżania cię. Nie mam dowodów na to, że to oni stoją za tymi zdjęciami, ale jestem pewna, że dyrektorka zrobi wszystko, żeby ukarać sprawców. Może wtedy odechce im się nad tobą pastwić.

Dobrze, powiedzmy pani dyrektor o zdjęciach, ale Lysandra zostaw mi. Mam już pomysł, co zrobić, by dał mi spokój.

Co to za pomysł? — Teraz ona zatrzymała się w połowie kroku.

To jest… — zająknęłam się, jednak powstrzymałam się w ostatniej chwili. — Później… — Po raz kolejny tego dnia zbyłam ją tym samym słowem, mając nadzieję, że tym razem odpuści.

Widziałam w jej oczach niepokój i wewnętrzną walkę z ciekawością. Nie miałam sił jej błagać. Choć wiedziałam, że to nie jest zbyt odpowiedzialne, chciałam wtedy po prostu zakopać się pod kołdrą i zaczekać aż wszystko się samo ułoży. Po chwili milczenia Char westchnęła ciężko i przytaknęła.

Dobrze. Chodźmy już.

W gabinecie dyrektora znalazłyśmy się niedługo później. Byłam tak oderwana od rzeczywistości, że dopiero moment później dotarła do mnie nieobecność sekretarki, a pani dyrektor wpuściła nas do siebie osobiście. Miałam ściśnięty żołądek, czułam podchodzący do gardła kwas. Bałam się, że zwymiotuję.

Co się dzieje dziewczyny? Czemu nie ma was na lekcjach? — Pani Shaller pozwoliła nam usiąść i sama zajęła miejsce za biurkiem.

Michelle jest prześladowana w szkole. Chciałyśmy to zgłosić — wypaliła Char bez chwili zawahania.

Sam ton jej głosu sprawił, że jeszcze bardziej się spięłam. Nawet nie wiedziałam, że to jest jeszcze możliwe.

To poważne oskarżenie, panno Hooper. Przykro mi, ąle zgodnie z procedurami muszę zapytać, czy macie na to jakieś dowody? — Pani dyrektor przyglądała się nam uważnie zza okularów.

Och… Ile bym dała, żeby to wszystko okazało się nieprawdą.

Tak — odpowiedziała spokojnie, pewnie podnosząc głowę i podała jej zdjęcia.

Na sam widok kartek skuliłam się, intensywnie wpatrując się w dywan. Próbowałam liczyć linie i przesuwać wzrokiem po misternych wzorach, chociaż miałam coraz większe wrażenie, że im dłużej się w to wpatrywałam tym mocniej czułam coraz większe mdłości.

Rozumiem, że to są twoje zdjęcia, Michelle? Czy wiecie kto je zrobił? Kiedy się one pojawiły?

Tak, to są moje zdjęcia — wymamrotałam podnosząc wzrok, jednak nadal nie patrząc na dyrekcję. Zawiesiłam spojrzenie na wysokości biurka i równo ułożonych długopisów. — Teraz na przerwie zauważyłyśmy, że uczniowie je mają. Nie mam pojęcia kto mógł je zrobić i roznieść po szkole…

Nie wiemy kto, ale mamy podejrzenia dotyczące dwóch osób, które wcześniej obrażały i dręczyły Mich. Mam na myśli Rozalię i Lysandra — wtrąciła się Char po raz kolejny, a ja jęknęłam cicho.

Przecież prosiłam ją, żeby ich w to nie mieszała… Teraz to już na pewno nie uniknę pytań, a moje marzenie o spokoju runęło w gruzy. Czułam się jakbym traciła kontrolę nad swoim życiem. Wszystko dookoła mnie działo się poza moją jurysdykcją. Wszyscy zachowywali się, jakby wiedzieli lepiej ode mnie co i kiedy chciałabym zrobić. Najpierw Kastiel, rodzice, teraz Charlotte…

Michelle, czy to prawda?

Słysząc pytanie pani dyrektor chciałam w pierwszej chwili odpowiedzieć, że tak. Jednak w okamgnieniu coś mnie zblokowało. Co mogłam więcej jej powiedzieć? Przecież wiedziała o moich i Lysandra sprzeczkach. W końcu przez jedną z nich wylądowaliśmy w bibliotece do końca grudnia. Ostatecznie wzruszyłam ramionami, mając nadzieję, że jej to wystarczy.

W porządku — westchnęła, ściągając okulary, po czym dodała — Charlotte, czy mogłabyś nas zostawić same? Chciałabym porozmawiać z Michelle na osobności.

Charlotte posłusznie wstała i zanim wyszła poinformowała mnie, że będzie czekać na korytarzu. Kiwnęłam prawie bezwiednie głową, skupiona na błaganiu wszechświata o litość.

Dobrze, Michelle. Skoro zostałyśmy same, myślę że możemy szczerze porozmawiać — powiedziała spokojnie pan dyrektor. Rzuciłam jej szybkie spojrzenie, a ona dodała — Zapewniam cię, że wszystko o czym rozmawiamy zostanie między nami. Chyba że postanowisz inaczej. Niemniej jednak chciałabym, żebyś wiedziała, że możesz mi ufać.

Kiwnęłam głową, niezdolna do wydobycia z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Czego ode mnie oczekiwała? O czym chciała rozmawiać? Nie wkopię przecież Lysandra, bo jeszcze bardziej mi się oberwie. Powinnam udawać, że nic się nie dzieje?

Dobrze. Pan Wells opowiadał mi o tym co stało się na ostatniej lekcji, kiedy prowadziłaś prezentację. — Położyła dłonie płasko na biurku.

Były lekko pomarszczone, jednak bardzo zadbane. Wydawało mi się nawet, że miała zrobiony manicure, ale ja się kompletnie na tym nie znałam.

Wiem, że będąc ofiarą nękania może się wydawać, że nigdzie nie znajdzie się pomocy. Chciałabym jednak, żebyś wiedziała, że nękanie w tej szkole nie jest tolerowane i jest traktowane jako przestępstwo. Niezależnie od tego kto kogo prześladuje i nęka, będzie traktowany tak samo.

Zamarłam na dosadność słów pani dyrektor. Miałabym oskarżyć Lysandra o przestępstwo? Rozumiałam, że to co mi robił było złe i pragnęłam, żeby to wszystko się skończyło, ale… przestępstwo? I co? Jeśli bym go oskarżyła i sprawa trafiłaby do sądu? Co wtedy? Przesłuchania, szukanie świadków… Lysander miał równie dużo świadków co ja. To co było między nami można było nazwać jedynie słownymi przepychankami. Nikt by mi nie uwierzył, że to wszystko mogło aż tak na mnie wpłynąć, żeby nazwać to nękaniem i przestępstwem. Nigdy mnie nie dotknął, nie popchnął, nie uderzył. Nie pokazywałam niechęci do chodzenia do szkoły, miałam dobre oceny i zachowanie. Nie sprawiałam problemów…

Nie było na to żadnych dowodów. Poza tym Lysander miał normalną rodzinę. To ja pochodziłam z domu dziecka. To ja byłam podrzutkiem, który mógł sobie to uroić przez to co działo się w bidulu. Poza tym nie chciałam sprawiać problemu rodzicom. Byli dla mnie tacy dobrzy… Gdyby sytuacja między mną a Lysandrem wyszła na światło dzienne, to wszyscy zwiesili by na nich psy.

Już to kiedyś przechodziłam. Słyszałam jak znajomi rodziców mówili, że będę sprawiać tylko kłopoty, bo nie jestem ich. Że dzieci z domu dziecka przynoszą wstyd rodzinie.

Chciałam być żywym dowodem na to, że się mylili.

Wiem, pani dyrektor — mruknęłam słabym głosem, po czym odchrząknęłam i dodałam pewniej — ale pomiędzy mną a Lysandrem nic takiego się nie dzieje. To są tylko niewielkie sprzeczki. Poza tym już obydwoje zostaliśmy ukarani za nasze zachowanie.

Rozumiem, jednak gdyby coś się działo, wiedz że możesz się do mnie zgłosić o pomoc.

Wiem i bardzo to doceniam, pani dyrektor. Niemniej jednak zapewniam panią, że to nie jest nic poza koleżeńskimi zaczepkami. — Zmusiłam się do uśmiechu, który miałam nadzieję, że wyglądał naturalnie. — Czy mogę już iść? Nie chciałabym się spóźnić na kolejne zajęcia.

Pani dyrektor przez moment sprawiała wrażenie, jakby nie do do końca mi wierzyła i chciała jeszcze o coś dopytać, ale koniec końców kiwnęła głową. A ja opuściłam jej gabinet z cichym pożegnaniem.

Na korytarzu czekała na mnie Charlotte, tak jak zapowiedziała.

To powiesz mi w końcu o co z tym wszystkim chodzi? — Złapała mnie lekko pod ramię i poprowadziła w stronę stołówki. — Dlaczego nie chciałaś „mieszać” w to Lysandra? Z daleka widać, że on maczał w tym palce. To nie jest pierwszy raz kiedy cię krzywdzi. Naprawdę chcesz to znosić do końca szkoły?

To nie tak… — jęknęłam cicho i uszczypnęłam nasadę nosa dwoma palcami wolnej ręki. Czułam jak powoli za powiekami zaczyna zbierać się pulsujący ból. — Po prostu… — zacięłam się na moment, zastanawiając się co dokładnie chciałam powiedzieć. — Po prostu to nie jest nic z czym nie poradziłaby sobie sama. To tylko głupie zaczepki. Im mniej będę reagować, tym szybciej im się znudzi i dadzą mi spokój.

Nie wierzę w to co mówisz. Naprawdę uważasz, że oni odpuszczą, szczególnie po czymś takim jak dziś?

Co do Rozalii nie jestem pewna, ale Lysander… — Zawahałam się na chwilę. Czy Lysander na pewno odpuści, jeśli spełnię warunki zakładu? Pewności nie miałam, ale mogłam spróbować. — W dniu kiedy drugi raz trafiliśmy do dyrekcji, zaraz po naszej kłótni w bibliotece, Lysander zaproponował mi pewien układ…

Dlaczego w głowie nie brzmi to tak głupio? Z każdym słowem traciłam przekonanie, że to cokolwiek zmieni.

Zaproponował mi, że jeśli pokażę mu przez miesiąc, że potrafię ubierać się jak dziewczyna, to da mi spokój do końca szkoły. Wiem, że…

To najbardziej szowinistyczna rzecz jaką kiedykolwiek słyszałam. To niedorzeczne, nie wierzę w to, że jak zaczniesz biegać w sukienkach na jego zawołanie to się od ciebie odczepi. On jest głupszy niż ustawa przewiduje. — Charlotte miała rację. To było głupie. Przygryzłam wargę, mimowolnie kuląc się w sobie. — Ty chyba nie miałaś zamiaru tego robić, prawda?

Char patrzyła na mnie intensywnym wzrokiem, a ja poczułam potrzebę schowania się pod ziemią. Wzruszyłam jedynie ramionami, mając nadzieję że wyszło to chociaż odrobinę obojętnie.

Och, Mich… — westchnęła, po czym stanęła przede mną, opierając dłonie o moje ramiona. Spojrzałam na nią niepewnie, czując się jak totalna idiotka. Jednak nie mogłam wyrzucić z głowy, że to mogła być moja jedyna i ostatnia szansa na normalne skończenie szkoły.

Przecież to nie może być aż takie straszne, to bieganie w sukienkach. Wy jakoś nie macie z tym problemu… — mruknęłam, skutecznie odwracając spojrzenie od niej.

Nie, nie jest straszne. Straszne jest to, że chcesz to zrobić dla niego, a nie z własnej woli. To co ci zaproponował jest idiotyczne i szowinistyczne. Nigdy nie powinnaś się na to godzić. — Objęła mnie delikatnie i ponownie spojrzała mi w oczy. Uśmiechnęła się delikatnie. — Jeśli chcesz zmienić to jak się ubierasz to powinnaś to zrobić z własnej woli, a nie dlatego, że jakiś idiota cię do tego zmusił.

Charlotte miała rację. Nigdy nie powinnam była się zgodzić na ten durny zakład, ale było już niestety na to za późno. W tej chwili mogłam jedynie iść z prądem moich decyzji i zaryzykować.

Cóż… Mogę w końcu spróbować i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. — Zaśmiałam się cicho pod nosem i poprowadziłam dalej Charlotte.

Co masz na myśli?

Mogę zaryzykować, postarać się ubierać bardziej dziewczęco i wygrać zakład. Może i on wywiąże się ze swojej części zakładu. Jednocześnie może polubię to bieganie w sukienkach i przestanę od was odstawać moim wyglądem dresa.

Char wybuchnęła śmiechem, kręcąc w niedowierzaniu głową.

Nie podoba mi się to, że ten szowinistyczny dupek aż tak sobie pogrywa. Chcę cię wspierać ze względu na twoją i tylko i wyłącznie twoją chęć odnalezienia siebie. Jednak ja nie bardzo znam się na modzie… Trzeba będzie porozmawiać o tym z ekspertką Amber. Będzie wiedziała co zrobić.

Tylko nie mówmy jej o zakładzie, okej? Tak jak powiedziałaś, to jest głupie. I tak czuję się jak idiotka mówiąc o tym tobie. Nie chcę się upokarzać przed dziewczynami…

Nie wiem czy to dobry pomysł, ale w porządku. Coś wymyślimy.

środa, 24 listopada 2021

Lysandrowe fantazje – CIOS DRUGI


Nadal nie przypominasz dziewczyny…

Wzdrygnęłam się na dźwięk mrukliwego głosu dochodzącego zza regału i podniosłam wzrok na swoją ulubioną osobę, o zgrozo.

Nie powinieneś siedzieć przy pani Gamble i naprawiać książek? — warknęłam, wciskając książkę na odpowiednie miejsce. — Czego chcesz?

Pamięć cię zawodzi czy coś? — Lysander oparł się ramieniem o regał i założył ręce na piersi. — Podjęłaś się wyzwania, że udowodnisz mi, że jesteś kobietą. Mija tydzień, a tu się nadal nic nie zmieniło. — Skrzywił się, lustrując mnie od góry do dołu.

Odwróciłam się na pięcie, szukają miejsca na pozostałe książki. Znowu zaczyna z tymi bzdurami. Nie, nie zapomniałam o naszym „zakładzie”, chociaż nie myślałam o nim codziennie. Bardziej miałam nadzieję, że to on zapomniał albo sobie odpuścił. Myliłam się jednak i to nie było przyjemne uczucie.

Czyżbyś tchórzyła? Waleczna Michelle tchórzy przed ubraniem spódniczki… Tego jeszcze nie grali…

Och, zamknij się już.

Stchórzyłam? Przed tobą? Zabawny jesteś.

Owszem, poczucie humoru to jedna z moich licznych zalet. Najwyraźniej nawet takie nudziary jak ty są w stanie ją docenić.

Prychnęłam z irytacją.

Przejmowanie się zdaniem kogoś takiego jak ty nie ma sensu. Gadasz same bzdury, więc… tak, to zabawne. — Wzruszyłam ramionami i popchnęłam wózek dalej.

Poza tym mam ważniejsze sprawy na głowie niż jego pomysł.

Do usług. Mi się jednak wydaje, że się przejmujesz tym co gadam, bo inaczej nie przystałabyś na to.

Po przemyśleniu na spokojnie twojej seksistowskiej propozycji stwierdziłam, że nie będę się wygłupiać. Odpadam. Wiem, że jestem kobietą i nie muszę tego nikomu udowadniać.

Tak? — Zaśmiał się w taki sposób, że przeszły mnie ciarki. — Jeśli spróbujesz, to wiedz też, że zrobię ci z życia piekło. Tak uprzykrzę ci życie, że zrobisz to tylko i wyłącznie po to, żebym przestał.

Pochylił się w moją stronę, uśmiechając się półgębkiem.

To ci nowość… Myślałam, że robisz to od ponad roku codziennie. Zmieniasz taktykę? — Uniosłam lekko brew. — Zaczęłam się już do tego przyzwyczajać, wiesz? A to pech…

Przyzwyczaiłaś się do takiego traktowania, jakie ci się należy. Jestem z siebie dumny, że cię wypionowałem, bez jaj.

Nie będę się więcej przejmować zdaniem tak nędznego słabeusza jak ty. Żeby dowartościowywać się poprzez nękanie innych… Naprawdę nisko upadłeś. Chociaż nigdy zbyt wysoko nie mierzyłeś. A teraz wybacz, ale mam zadanie do wykonania.

Wyminęłam go i ruszyłam z prawie pustym wózkiem do ostatnich regałów. Gdy znalazłam się w znacznej odległości, odwróciłam się. Stał w tym samym miejscu, patrząc na mnie wściekłym wzrokiem. Chwilę później znalazła go bibliotekarka i zagoniła do pracy.

No, Mich, ciekawe jak pójdzie ci ignorowanie go teraz.

Dolałam oliwy do ognia, ale tego nie żałowałam.


Siedziałyśmy zaczytane z Amber na stołówce, kiedy dosiadł się do nas Kastiel.

Co to się stało, że jesteście tylko we dwie? Gdzie się podziały Charlotte i Li? — Oparł łokcie na blacie i podparł pięściami brodę.

A ten co tu robi? Spojrzałam na niego, unosząc jedną brew. Uśmiechnął się do mnie, puszczając oczko.

To ja się pytam, co to się stało, że usiadłeś przy naszym stoliku? — Amber z impetem zamknęła książkę i usiadła identycznie jak Kas.

A zobaczyłem, że siedzicie tylko we dwie, to pomyślałem, że się dosiądę, żeby nie było wam smutno.

Dla twojej informacji, nie jest nam smutno. Mamy siebie i książki. Nikt i nic więcej do szczęścia nie jest nam potrzebny — prychnęłam, z powrotem wracając do książki. Jego gapienie się nie pozwalało mi się skupić z powrotem na tekście. — A ty czasem nie powinieneś mieć teraz próby? Zawsze miałam wrażenie, że na długiej przerwie siedzicie w piwnicy.

Bo tak jest. Albo było, bo Lys został zawieszony do końca listopada i większość prób nie ma sensu bez niego.

Dlatego chodzisz i zawracasz innym głowę. – Pokiwałam głową i parsknęłam śmiechem.

Co się stało, że został zawieszony? — Amber spojrzała to na mnie, to na Kasa, marszcząc czoło.

A to ci dobre pytanie… Wyszczerzyłam się do niego, uniosłam brew i założyłam ręce na piersi. Mało mnie to interesowało, ale jednak byłam ciekawa co odpowie. No dalej, Kas, powiedz co się stało…

Nie wiem nic konkretnego, powiedział tylko, że został zawieszony i próby wymagające jego obecności zostają odwołane do listopada — powiedział, po czym sięgnął w stronę pudełeczka z moimi ciastkami.

Klepnęłam go w dłoń.

Zostaw, to moje! — Spojrzałam na niego oburzona.

Tylko jedno chcę… — jęknął, kradnąc i tak dwa ciastka.

Sapnęłam, wściekła na kłamczucha.

Też cię kocham, Kruszynko — cmoknął w moją stronę. — Dzisiejsza kolacja aktualna?

Tak, dam ci znać, jak będę do domu wracać.

Pokiwał głową, pożerając moje drugie ciasteczko, a potem, nareszcie, sobie poszedł. Oddalił się. Oparłam głowę na złożonych rękach na stole. Spojrzałam na Amber, która wręcz zabijała mnie wzrokiem.

No, co?

O jakiej kolacji mówił? Umówiliście się i ja o tym nic nie wiem? — wyrzuciła z siebie prawie na jednym wydechu, jakby się bała, że zaraz jej przerwę.

Zaśmiałam się, przewracając oczami.

Moi rodzice zaprosili go dzisiaj na kolację, bo się za nim wielce stęsknili.

Rozumiem… Czyli teraz rodzice są wymówką, żeby nie mówić przyjaciółce prawdy? — Szturchnęła mnie łokciem w żebra i omal nie wytrąciła mi książki z rąk.

Ech, skończże z tym. Gdyby to ode mnie zależało, to w ogóle by nie było tej rozmowy, ale niestety to ja tym razem muszę spełnić zachcianki rodziców.

Już, już, nie denerwuj się. Nie miałam nic złego na myśli. Po prostu ostatnio i ty coraz częściej o nim wspominasz i on się zaczął do nas odzywać… Myślałam, że czasy milczenia minęły i może trochę bardziej… — zamilkła, kiedy na nią spojrzałam. Amber, błagam. — Przeszliście na przyjacielskie stosunki — wybrnęła z niepewnym uśmiechem.

Po pierwsze, to on pierwszy zaczął zagadywać, nawet nie wiem dlaczego. Po prostu podszedł któregoś razu na treningu i zaczął gadać swoje farmazony. Potem wpadliśmy na siebie na korytarzu… — gdy akurat wpadłam w histerię — a potem tak jakoś się znowu do mnie przyczepił.

Sama chciałabym wiedzieć o co mu chodzi. Nagle mu się przypomniało o starych przyjaciółkach. Pewnie dlatego, że Lysander ma karę i musi sobie jakoś czas zająć. Ale z drugiej strony, po co by mnie zaczepiał po szkole? Może jest tak, jak mówił i naprawdę się za nami stęsknił…

Nie chciało mi się do końca w to wierzyć, że robił coś bez większego powodu. Musi mieć w tym jakiś większy interes. Tylko o co może mu chodzić…?


Pani dyrektor poinformowała mnie przed waszym przyjściem, że dziś Lysandra nie będzie — powiedziała pani Gamble uśmiechając się do mnie sucho i odwróciła się na powrót w stronę komputera.

Och, rozumiem… Mam nadzieję, że nie wydłuży mi to kary.

Nie martw się, Michelle. Lysander będzie musiał odrobić stracone dni w innym czasie.

Ciekawe… Cóż, przynajmniej ja nie będę przez niego poszkodowana. Jeszcze czego, żebym musiała znowu przez jego głupotę znosić to wszystko jeszcze dłużej.

Pokiwałam głową i już miałam się odwracać, jednak postanowiłam jeszcze troszeczkę nadszarpnąć cierpliwości pani Gamble.

Mam jeszcze jedno pytanie… — Zacisnęłam nerwowo wargi widząc spojrzenie kobiety. — Skoro nieobecności Lysandra przedłużają mu karę, to czy gdybym została dłużej to skróciłoby mi to moją?

Nie wiem, nie ja o tym decyduję. Musiałabyś to indywidualnie rozpatrzeć z dyrekcją. Czy masz jeszcze jakieś pytanie?

Nie. Wrócę już do swoich obowiązków.


Dzisiaj Dakota wymyślił mi trening wytrzymałościowy. Nigdy bym się nie spodziewała, że nawet proste ćwiczenia dadzą mi tak w kość. Jedyne o czym marzyłam to gorąca kąpiel i łóżko. Niestety musiałam się na razie pocieszyć szybkim prysznicem po treningu i kolacją z Kastielem i rodzicami.

Trzymając suszarkę jedną ręką, drugą napisałam do Kasa.

OD: Kruszynka

Treść: Jestem już po treningu, właśnie suszę włosy, więc jak coś to możemy się po drodze spotkać.


OD: Mushu

Treść: Oki, zaraz jestem.


Nie musisz się spieszyć… Tym bardziej na to przedstawienie, które będę musiała odegrać. Chociaż może nie koniecznie… Jak nie będę udawać, że między nami wszystko w porządku, to rodzicom się odechce spotkań? Tak, oczywiście, a jak to później wyjaśnię?

„— Michelle, dlaczego jesteś taka niemiła dla Kastiela?

Nie jestem. Po prostu odpłacam się pięknym za nadobne. Skoro on wybrał sobie innych przyjaciół, którzy na co dzień mnie w szkole gnębią, to dlaczego mam być dla niego miła?”

Już to widzę…

A może wcale nie będzie aż tak źle, jak mi się wydaje? Pewnie jak zwykle niepotrzebnie dramatyzuję.

Spakowałam torbę, nie chowając tylko wody. Stojąc już pod drzwiami wyjściowymi, wzięłam jeszcze dwa głębokie oddechy. Dasz radę, Mich. To tylko kolacja. Zobacz, przetrwałaś trening z Dakotą, to przetrwasz jeszcze te dwie godzinki i będziesz mogła się położyć!

Ledwo przekroczyłam próg, a obok pojawił się, wręcz znikąd, Kastiel.

Boże, nie strasz! —zawołałam, łapiąc się za serce.

Nie musisz mnie tak tytułować. Wystarczy Kastiel — zaśmiał się, rzucił peta na ziemię i przydepnął do glanem. Uśmiechnął się zawadiacko.

Dupek. Dupek i narcyz.

Ha, ha. Po co tak szybko przyszedłeś?

Pomyślałem, że spacer z tobą to dobry pomysł. — Wzruszył ramionami, chowając dłonie do kieszeni. — Poza tym, może uda mi się z
ciebie wyciągnąć trochę informacji, czego mogę oczekiwać u twoich rodziców. Nie spodziewałem się, że mnie zaproszą. Przecież przez tak długi czas nie mieliśmy kontaktu…

Sama chciałabym wiedzieć. Mnie też zaskoczyli tym wszystkim. A co do tego drugiego… Nie mówiłam im, że się posprzeczaliśmy i nie rozmawiamy ze sobą… — przyznałam zawstydzona. Przygryzłam wargę i czując jak zaczynam się rumienić, opuściłam głowę. Głupia.

Serio? Dlaczego? Zawsze myślałem, że mówisz o wszystkim rodzicom.

Otóż nie o wszystkim… Poza tym to są problemy między nami. Nie uważam, żeby rodzice musieli o tym wiedzieć. Z resztą, zobacz – znów ze sobą rozmawiamy. Gdyby wiedzieli o tym, to musiałabym się niepotrzebnie tłumaczyć, jak to się stało. A tak… Problem z głowy.

Nigdy cię do końca nie zrozumiem. Czasami potrzebujemy z kimś porozmawiać o tym co nas męczy, żeby spojrzeć na sprawę z innej perspektywy i znaleźć lepsze rozwiązanie. — Spojrzał na mnie tymi swoimi cholernymi mądrymi oczami, jakby siedział w mojej głowie.

Czyżby Lysander powiedział mu o zakładzie? Jeśli tak, to dlaczego nic z tym nie robi? Nie… To nie możliwe… Poczułam dreszcz na plecach. Z resztą nawet jeśli, to byłoby to typowe jak na niego. Nie zrobił nic z Lysandrem przez ten cały czas odkąd mnie gnębi, to po co miałby się i teraz mieszać?

Czasem to tak nie działa. Niektóre sprawy musimy samemu przepracować, żeby nie popełnić błędów, których będziemy żałować.

Coś cię dręczy, prawda? Dlaczego nie chcesz o tym porozmawiać? — Zatrzymał się i załapał mnie za rękę. Jasnowidz się znalazł.

Jest sporo takich rzeczy, Kastiel, i gdybym miała ci o wszystkim powiedzieć, to i tak na większość znalazłbyś odpowiedź, którą znam, ale nie jestem w stanie tego zrobić w tej chwili, a pozostała część przypadków jest skrajnie beznadziejna i nie ma na nie rozwiązania. Ale poradzę sobie, naprawdę. Radziłam sobie tyle czasu sama, to i teraz też dam radę.

Skoro tak uważasz... – westchnął. Taa… Mnie też to przytłacza, a jednak nie robię z siebie męczennika. — W takim razie powiedz mi, co dobrego czeka mnie na kolacji? Twoja mama zawsze potrafiła coś przepysznego upichcić. Co tym razem?

Resztę drogi przeszliśmy głównie w milczeniu. Czasem któreś z nas się odezwało, a drugie podtrzymało krótką wymianę zdań, choć milczenie wcale nam nie przeszkadzało. Z Kastielem zawsze tak było, że nawet milcząc dobrze spędzało się czas; cieszyłam się, że to się nie zmieniło.

Dość szybko znaleźliśmy się pod moim domem.

Już jestem! — Zawołałam od progu, ściągając buty. — I mam ze sobą czerwonego zgreda! Auć! Za co? — Spojrzałam oburzona na Kastiela, który szturchnął mnie w ramię.

Nie jestem zgredem.

No już się nie bulwersuj, Mushu, bo ci dym uszami pójdzie. Chodź idziemy jeść, bo nie wiem jak ty, ale ja umieram z głodu!

Dosłownie. Zapachy jakie do mnie dotarły sprawiły, że prawie nie mogłam powstrzymać ślinotoku, a żołądek wręcz zaczął się z głodu skręcać.

Czy to są żeberka w miodzie? Te popisowe twojej mamy? — zapytał Kas z prawie namacalną nadzieją w głosie.

Parsknęłam śmiechem widząc jego świecące oczy.

Uważaj, bo obślinisz mi podłogę i jeszcze po drodze do jadalni się poślizgniesz.

Mich poczuła żarcie, rozchmurzyła się i zaczyna sypać żartami, tak?

Wbiłam mu palce w żebra i pobiegłam do kuchni.

Cześć mamuś, hej tato!

Przysiadłam na stołku i obserwowałam co robią. Tata szykował stół w jadalni, a mama pochylała się nad piekarnikiem wyciągając brytfannę, z której unosiły się niebiańskie zapachy.

Cześć, dzieciaki, jak wam minął dzień? — Mama trzymając naczynie przez rękawice, ostrożnie odstawiła je na deskę na blacie.

Ja chcę już jeść!

Dzień jak co dzień. Sporo nauki i nowe projekty — mruknął Kastiel z lekkim uśmiechem. On też wyglądał za kolacją. Wcale mu się nie dziwiłam.

Całkiem szybko, nawet odrabianie w bibliotece było całkiem znośne. Lysandra znowu nie było. — Spojrzałam się w stronę Kasa, trochę licząc, że może jego reakcja mi powie czego mogę się spodziewać, ale jak to Kastiel zachował się, jakby nic nie słyszał.

Ostatnio wspominałaś, że też go nie było. Mam nadzieję, że nie będziesz mieć przez to problemów. — Do kuchni wszedł tata i objął mnie ramieniem.

Pani Gamble mówiła, że nie, ale chcę przejść się jeszcze do pani dyrektor i dowiedzieć się czegoś konkretniejszego.

To dobrze. Cieszę się, że dbasz o swoje interesy, jak na córkę prawnika przystało — zaśmiał się i delikatnie poczochrał mi włosy.

Tato! Wiesz, że tego nie lubię… — burknęłam patrząc na niego spod byka. Naprawdę mógłby już sobie to odpuścić. Nie mam siedmiu lat.

Dobra dzieciaki, dość gadania. Idźcie umyć ręce i siadamy do kolacji, pewnie jesteście głodni.


Żeberka w miodzie z pieczonymi ziemniakami to ambrozja. Mogłabym tego pochłonąć całą górę i byłoby mi mało. I chyba tego wieczoru przesadziłam, bo siedząc wyciągnięta na kanapie miałam wrażenie, że zaraz pęknę. Gdybym umarła wtedy z przejedzenia, to i tak byłoby warto.

Mamuś, jeśli będziesz częściej tak gotować, to doprowadzisz mnie do grobu… — mruknęłam sennie, masując się po brzuchu. — Jeszcze jeden kawałek i chyba pękłabym na pół…

Nie wiem jak pani to robi, ale to jest tak pyszne, że nie idzie się od tego oderwać. Pani nie oddałaby fartucha.

Oj, już nie przesadzajcie. To tylko proste danie – powiedziała mama skromnie i machnęła ręką.

Co tam u ciebie słychać, Kastiel? Dalej grasz w zespole? — Widać było, że tata też był najedzony. Siedział tak samo jak my wyciągnięty w swoim fotelu i podciągnął okulary na czoło.

Tak, cały czas staramy się rozwijać, chociaż ostatnio mamy mały zastój, bo nasz wokalista ma sporo innych obowiązków, przez co nie może z nami ćwiczyć i większość prób musieliśmy odwołać — odparł wymijająco.

No co ty nie powiesz? Dlaczego nie powiedziałeś kim jest tenże wokalista? Dlaczego nie powiedziałeś, że został zawieszony? Wstydzisz się czegoś?

Trochę szkoda, ale mam nadzieję, że nie spuścicie z tonu. Lubiłam słuchać waszych piosenek — Mama uśmiechnęła się delikatnie do Kastiela, a mnie aż nosiło, żeby przewrócić oczami.

Gdyby tylko wiedzieli jakim dupkiem jest ich, pożal się boże, wokalista.

Z jednej strony tak, ale z drugiej mam teraz więcej czasu dla siebie. Przy okazji mam szansę odwiedzać Mich na treningach, szczególnie teraz, kiedy przygotowuje się do zawodów.

JA CHYBA ŚNIĘ!

Nie. Nie odważy się. Przysięgam, że jeśli...

Jakich zawodów? — Zainteresował się tata.

Mich nic nie mówiła? Będzie brać udział w lokalnych zawodach bokserskich.

Nie powiedział tego. Nie powiedział tego. Nie powiedział…

Patrzyłam przerażona na całą trójkę, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa. Siedziałam jak wmurowana, czując tylko, że serce wyrywa mi się z piersi. Stało się niemożliwe…

Zakryłam twarz rękoma, błagając wszystkie istniejące bóstwa, żeby to nie było prawdą.

Nie, nic nam na ten temat nie wiadomo. — Tata wyprostował się w fotelu, a jego twarz przybrała surowy wyraz twarzy.

Dzięki, Kas. Mam przechlapane.

Nic im jeszcze nie mówiłaś? — Kastiel spojrzał na mnie zdziwiony, a ja tym razem nie mogłam się powstrzymać i przewróciłam oczami.

Nadal nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego słowa. Jedynie pokręciłam głową i mruknęłam przecząco.

Michelle, czy możesz nam to wszystko wyjaśnić? — Zerknęłam tylko w stronę mamy. Miała założone ręce na piersi. W jej głosie nie było słychać żadnych emocji, ale za to wzrok ciskał we mnie gromy.

Dostałam propozycję od Dakoty, żeby wziąć udział w niedużych zawodach, gdzie będzie tylko kilku uczestników z różnych miast… — zaczęłam niepewnie i cicho. Chciałam im to najdelikatniej przekazać, ale byłam pewna, że nie mam już szansy. — Zgodziłam się, bo to dla mnie ogromna szansa, żeby pójść dalej. Chciałam wam o tym powiedzieć w najbliższym czasie, bo i tak, w związku z tym, że jestem nieletnia, potrzebuję waszej zgody…

To już możesz Dakocie przekazać, że w żadnych zawodach nie weźmiesz udziału.

Ale mamo!

Proszę! Musicie się zgodzić!

Dobrze znasz nasze zdanie na ten temat. Zgodziliśmy się na twoje treningi, bo wiemy, jak bardzo zależało ci, by uczyć się samoobrony, ale w żadnym wypadku nie zgadzamy się na takie mordobicie.

Ale to nie jest żadne mordobicie! To są normalne zawody, tak jak nie wiem… zawody w biegach. Tutaj też jestem bardzo dobrze przygotowywana na każdą ewentualność. Znam swoje granice i wiem, kiedy odpuścić. Proszę…

Michelle. Nie zgadzamy się.

Dopiero kiedy tata podniósł się z fotela zauważyłam, że stoję. Nawet nie wiem kiedy się podniosłam.

Proszę, przemyślcie to jeszcze…

Nie. I nie próbuj nas przekonywać.

Wszystko mi zniszczyłeś! — Spojrzałam na Kastiela rozmazanym wzrokiem.

W jego szarych oczach widać było przerażenie. Teraz to mnie w dupę pocałuj.

Zakrztusiłam się łzami i wybiegłam z salonu. Nie wiedziałam gdzie się podziać. Wszystko mi runęło. Jak pieprzony domek z kart.

Mich, zaczekaj! — Usłyszałam za sobą wołanie.

Och, wal się. Tego przecież właśnie chciałeś. Zniszczyć moją największą szansę. I patrz. Doskonale ci to wszyło. Chciałam się gdzieś schować, uciec przed uciekającym gruntem pod nogami. Miałam ochotę coś rozwalić. Uderzyć w coś pięścią, albo głową. Żeby wyrzucić z siebie te krytyczne spojrzenia rodziców.

Spodziewałam się podobnej reakcji, ale miałam nadzieję, że jak spróbuję im to łagodnie przekazać, to może jednak by się zgodzili. Teraz już i tak było po wszystkim.

Trzasnęłam drzwiami od siłowni i podeszłam do worka, który wisiał w rogu. Chciałam go uderzyć, walić w niego gołymi rękami aż nie będę mogła wytrzymać z bólu.

Ale raczej potrzebowałam go objąć, wtulając się w chłodną skórę.



Theme by MIA