piątek, 25 sierpnia 2023

Lysandrowe fantazje – LEWY PROSTY

Mich, czy możemy porozmawiać?

Myślę, że nie mamy o czym, Kas. W piątek powiedziałeś wystarczająco dużo. — Zatrzasnęłam szafkę, ledwo się powstrzymując, by nie trzasnąć jego twarzą o ścianę.

Naprawdę, że on ma czelność po tym wszystkim przyjść i prosić o rozmowę. Trzeba było pomyśleć tamtego wieczoru, a nie teraz przychodzić. I myśli, że co? Że pogadamy, on mnie przeprosi i wszystko wróci do normy? Może dla niego byłoby to możliwe. Dla mnie bynajmniej.

Skoro nie chcesz rozmawiać, to chociaż mnie wysłuchaj. Proszę cię… — Spojrzał na mnie tym szarym wzrokiem, ale odwróciłam się od niego.

Przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę klasy.

I co niby masz mi do powiedzenia? Marne „przepraszam”, sądząc że to wszystko załatwi? — Nie mogłam znieść jego wzroku pełnego nadziei. — Daj spokój. Zniszczyłeś mi wszystko po całości. Nie chcę na razie o tym rozmawiać…

Ignorując Kastiela i innych uczniów przecisnęłam się przez zatłoczony korytarz i od razu schowałam się w klasie. Na szczęście była jeszcze pusta. Usiadłam w ławce i opierając głowę o blat, zakryłam się rękoma.

Nie mogłam wyrzucić z głowy pełnego rozczarowania spojrzenia rodziców. Wciąż czułam ból, gdy usłyszałam stanowcze „nie”. Cholerna kolacja, która potoczyła się w tak popieprzony sposób. Przeklęty Kastiel i jego długi jęzor!

Siedziałam jeszcze przez dłuższą chwilę, aż do klasy zaczęli wchodzić kolejni uczniowie. Czując szturchnięcie w ramię, niechętnie podniosłam wzrok. Spojrzałam na Char, odpowiadając na jej uśmiech, marną imitacją swojego.

Mich, co się stało? — zapytała zmartwiona.

Nic takiego... — Wzruszyłam ramionami, ale dotarło do mnie, że ona nie odpuści, więc dodałam z ciężkim westchnieniem. — Później, dobrze? Opowiem ci wszystko, ale nie teraz. Proszę...

Tak naprawdę wątpiłam, że kiedykolwiek będę chciała o tym z nią rozmawiać. Bo w sumie co miałabym jej powiedzieć? Ona też nie wiedziała o zawodach, poza tym chyba najpierw powinnam powiedzieć o odmowie rodziców Dakocie, ale wizja i tej rozmowy nie napawała mnie optymizmem. Cóż… Reakcję pierwszych już znałam, nawet jeśli naiwnie liczyłam na inny rezultat. Co sprawiało, że czułam ciarki na plecach, bo po Dakocie mogłam się spodziewać absolutnie wszystkiego. Poza tym… Nie chciałam rezygnować z możliwości wzięcia udziału w zawodach. Nawet jeśli bez zgody rodziców zrobiłabym to. Nie wiedziałam tylko jeszcze w jaki sposób. Miałam nadzieję, że uda mi się coś wymyślić, chociaż nie nasuwał mi się żaden logiczny argument, który mógłby mi pomóc. Może rozmowa z Char trochę rozjaśni mi głowę?

Westchnęłam przeciągle po raz kolejny, tym razem starając się skupić na lekcji. Zerknęłam niepewnie na zegar wiszący nad tablicą. Jeszcze pół godziny i będę mieć możliwość rozwiania części wątpliwości.

Czułam na sobie pełen niepokoju wzrok Char, ale nie ustępowałam. Mimo, że sama chciałam z nią porozmawiać, to wiedziałam, że lekcja nie jest najlepszym miejscem i czasem na rozmowę, tym bardziej na tę.


Kiedy rozbrzmiał dzwonek obwieszczający koniec lekcji, ledwo wyszłam z klasy i zostałam zaciągnięta przez przyjaciółkę w bardziej wyludnioną część korytarza. Nie podobało mi się zacięcie Char. Nie wróżyło to dla mnie niczego dobrego, bo uparta Char była jeszcze gorsza od znęcającego się na treningach Dakoty.

Albo w tej chwili wyjaśnisz mi co się stało, albo…

Już, już! Uspokój się, wszystko ci powiem… — Westchnęłam cierpiętniczo, przecierając twarz rękami. Była naprawdę nieznośna. Dobra, Mich, skup się. — Dakota jakiś tydzień temu zaproponował mi udział w zawodach. Zgodziłam się, potrzebowałam tylko zgody rodziców. Tak, wiem jakie mają do tego podejście — dodałam szybko, widząc jak Char otwierała usta. Nie wiedziałam jak odczytać emocje na jej twarzy. Zdziwienie, przerażenie, złość…? — Chciałam z nimi na ten temat pogadać jak najostrożniej w jakimś odpowiednim momencie… — Nie byłam do końca pewna o jaki moment mi chodziło, ale na pewno lepszy od kastielowego. — Niestety nic z tego nie wypaliło, bo na piątkowej kolacji wszystko rozwalił Kastiel. Zaczął coś paplać, że mając więcej wolnego może mnie wspierać w przygotowaniach do zawodów, a że rodzice o niczym nie wiedzieli, to wybuchła wojna. Dosłownie. Zaczęliśmy na siebie krzyczeć, wszyscy, przez co koniec końców nic nie wskórałam. Nawet jeśli wiedziałam, że się nie zgodzą, miałam jednak nadzieję, że jak ja z nimi o tym porozmawiam to będzie to jakoś inaczej przyjęte, że może chętniej się zgodzą… A tak jestem w ciemnej dupie… — Westchnęłam po raz kolejny, opierając się o ścianę. Miałam ochotę walić głową w mur. Może to by jakoś pomogło uspokoić to co się w niej działo?

Char patrzyła na mnie z coraz wyraźniejszym zaskoczeniem i niezrozumieniem. Przygryzłam wargę kompletnie nie wiedząc czego się spodziewać. Powiedziałam coś nie tak? Jednak co mogłam powiedzieć nie tak, streszczając jej po prostu to co się stało? Char, nie patrz tak na mnie… Skuliłam się w sobie, nie mogąc jednak oderwać od niej wzroku. Zacisnęłam palce na końcach rękawów, wciskając pięści w kieszeń bluzy.

Kiedy masz te zawody? — zapytała w końcu, marszcząc jeszcze bardziej brwi.

Pod koniec listopada… Coś koło dwudziestego, nie pamiętam dokładnie, a czemu pytasz? — Patrzyłam na nią czując jeszcze większy mętlik w głowie niż podczas lekcji. Co ty kombinujesz?

Okej… Zgodę rodziców musisz dostarczyć... kiedy?

Trzydziestego września jest ostatni dzień na złożenie wszystkich dokumentów. Czemu pytasz?

Czyli mamy jeszcze trochę czasu… — mruknęła cicho, jakby do siebie, bo jej spojrzenie błądziło gdzieś za moim prawym ramieniem. Potarła policzek w zamyśleniu. — Postaramy się jakoś przekonać twoich rodziców, żeby podpisali ci tę zgodę.

Co? Jak? Chyba nie sądzisz, że po rozmowie z tobą zmienią zdanie… Z resztą od kiedy zgadzasz się ze mną w stu procentach?

Nie uważam, że jedna rozmowa z marszu to załatwi, jednak jeśli przygotujemy odpowiednie argumenty, to nie sądzę żeby mieli jakieś większe obiekcje. Niewiedza budzi strach. Jeśli dokładnie im wygląda, i że ryzyko jest wręcz znikome… Myślę że to może się udać. Poza tym nie powiedziałam, że zgadzam się z tobą. — Spojrzałam na nią zdziwiona i pomachałam jej dłonią, by rozwinęła myśl. — Martwię się o ciebie, boję się, pewnie tak samo jak twoi rodzice i Kastiel, że coś poważnego może ci się stać. Nawet jeśli to są tylko amatorskie zawody i twój trener twierdzi, że sobie z tym poradzisz. Znam cię jednak na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie umiesz odpuścić sobie w czymś co dotyczy twojej pasji. Poza tym im lepszy będziesz mieć team wspierający, tym lepiej ci pójdzie.

Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką mogłam sobie kiedykolwiek wymarzyć! — Zawołałam i objęłam ją ramionami.

To już wszyscy wiemy. Teraz trzeba się zabrać do pracy! Nie marnujmy cennego czasu — Char wykręciła się z uścisku, ale zostawiła rękę przerzuconą przez moje ramię. — Pójdziemy grzecznie na angielski, a na długiej przerwie omówimy sytuację z dziewczynami. Im więcej głów do myślenia tym lepiej.

Dotarłyśmy prawie do klasy, kiedy usłyszałam słabo tłumione śmiechy poprzecinane moim imieniem. Rozejrzałam się po uczniach, a głośne szepty i wytykanie palcami utwierdziło mnie w tym, że wszyscy mówili o mnie. Czułam się coraz bardziej zdezorientowana, gdy zauważyłam w dłoniach co poniektórych jakieś zdjęcia.

Co tu się do, ciężkiej cholery, działo?

Zwróciłam się do Charlotte, wyrywającej pierwszej z brzegu dziewczynie zdjęcie. Widziałam jak jej twarz momentalnie zbladła, a w oczach rósł strach. Spojrzałam na kartę i, o ile samo zdjęcie nie przedstawiało niczego szczególnego, ot mokra od potu koszulka przylepiona do moich pleców, tak krwistoczerwony napis na środku, sprawił że krew zamarzła mi w żyłach.

CZY TO JAWA, CZY TO SEN, NIEUSTANNIE PRZEŚLADUJE MNIE SMRÓD MICHELLE

To się nie dzieje… To musi być jakiś koszmar. Po prostu jeszcze się nie obudziłam. Wystarczy, że się uszczypnę i obudzę się u siebie w łóżku, a cała ta sytuacja zniknie. Nie będzie jej.

Prawie bezwiednie wyciągałam ręce po kolejne zdjęcia. Na drugim ściągałam bluzę, a napis który czerwienił się na nim był jeszcze obrzydliwszy.

PACHY OWŁOSIONE, OCZY KRECIE, BYCIE BRZYDKĄ NIE PRZYSTOI KOBIECIE

Na kolejnym siedziałam po prostu z kapturem na głowie.

POŁOŻNA SIĘ WAHAŁA I PŁEĆ RZUCAJĄC MONETĄ WYBRAŁA

Jeszcze inne przedstawiało mnie na wuefie w luźnym podkoszulku.

NIE PRZESADZAJĄC, MICH MA ŁADNE PLECY. Z OBU STRON

Miałam wrażenie, jakby grunt obsuwał mi się pod nogami. Tępo wpatrywałam się w zdjęcia.

Czym sobie na to wszystko zasłużyłam? Przed oczami migały mi czerwono-czarne mroczki, a w uszach huczały głosy i śmiech ludzi dookoła. Tylko chłód ściany za plecami utwierdzał mnie w tym, że cała ta sytuacja dzieje się naprawdę.

Michelle, chodź. Powinnyśmy iść… — Głos Char docierał do mnie jakby przez warstwy grubej waty.

Pociągnęła mnie za rękę, próbując ruszyć z miejsca, ale czułam się, jakby nogi wrosły mi w ziemię. Jakby na złość utwierdzając w tym, że nie mogę się pod nią zapaść.

Trzeba zgłosić to dyrektorce. Tak dłużej być nie może. To szczeniackie zachowanie musi się skończyć.

Mhm… — mruknęłam od niechcenia, kompletnie nie rejestrując sensu jej słów.

Zaczęłam powłóczyć za nią nogami za drugim pociągnięciem.

Może powinnam zmienić szkołę…?

Ale co to da? Jeśli znajomości Lysandra tam nie docierają, znajdzie się ktoś na jego miejsce.

Wychodzi na to, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zniknięcie.

Usunąć się w cień, niebyt… Może wtedy by się to skończyło?

Może wtedy zaznałabym spokoju? Chociaż odrobinkę, tak niewiele mi potrzeba...

Panno Bonet, panno Hooper, czemu nie ma was na lekcji? Jest już dawno po dzwonku.

Przepraszamy... Właśnie szłyśmy do pani dyrektor.

Rozumiem, ale czy to nie może poczekać do przerwy? Nie sądzę, żeby dyrekcja była zadowolona z opuszczania zajęć.

Myślę że mogłybyśmy to załatwić na przerwie, jednak uważam, że im szybciej zgłosimy pani dyrektor znęcanie się, tym lepiej. Zwłaszcza jeżli prawdopodobnie oprawcą jest ktoś, z kim Mich ma styczność na lekcji.

Char… — mruknęłam, marną próbą zabierając swoją dłoń. — Odpuść…

Podniosłam na nią wzrok. Patrzyła na mnie z uniesionymi brwiami. I czego tu nie rozumieć? Chcę tylko spokoju. A u dyrekcji na pewno tego nie dostanę. Odrobinę spokoju. Tak tylko troszeczkę, tylko tyle aby ucichły te głosy.

...świnko…

...jaka spocona, fuj…

Ani mi się śni odpuszczać. Ja jestem w stanie zrozumieć bardzo dużo, ale te zdjęcia to już zdecydowanie przesada. Tym bardziej, że wygląda mi to na sprawkę Rozalii i Lysandra i, o ile się sytuacja nie zmieniła, a bardzo w to wątpię, to oni nadal mają jakąś chorą satysfakcję z poniżania cię. Nie mam dowodów na to, że to oni stoją za tymi zdjęciami, ale jestem pewna, że dyrektorka zrobi wszystko, żeby ukarać sprawców. Może wtedy odechce im się nad tobą pastwić.

Dobrze, powiedzmy pani dyrektor o zdjęciach, ale Lysandra zostaw mi. Mam już pomysł, co zrobić, by dał mi spokój.

Co to za pomysł? — Teraz ona zatrzymała się w połowie kroku.

To jest… — zająknęłam się, jednak powstrzymałam się w ostatniej chwili. — Później… — Po raz kolejny tego dnia zbyłam ją tym samym słowem, mając nadzieję, że tym razem odpuści.

Widziałam w jej oczach niepokój i wewnętrzną walkę z ciekawością. Nie miałam sił jej błagać. Choć wiedziałam, że to nie jest zbyt odpowiedzialne, chciałam wtedy po prostu zakopać się pod kołdrą i zaczekać aż wszystko się samo ułoży. Po chwili milczenia Char westchnęła ciężko i przytaknęła.

Dobrze. Chodźmy już.

W gabinecie dyrektora znalazłyśmy się niedługo później. Byłam tak oderwana od rzeczywistości, że dopiero moment później dotarła do mnie nieobecność sekretarki, a pani dyrektor wpuściła nas do siebie osobiście. Miałam ściśnięty żołądek, czułam podchodzący do gardła kwas. Bałam się, że zwymiotuję.

Co się dzieje dziewczyny? Czemu nie ma was na lekcjach? — Pani Shaller pozwoliła nam usiąść i sama zajęła miejsce za biurkiem.

Michelle jest prześladowana w szkole. Chciałyśmy to zgłosić — wypaliła Char bez chwili zawahania.

Sam ton jej głosu sprawił, że jeszcze bardziej się spięłam. Nawet nie wiedziałam, że to jest jeszcze możliwe.

To poważne oskarżenie, panno Hooper. Przykro mi, ąle zgodnie z procedurami muszę zapytać, czy macie na to jakieś dowody? — Pani dyrektor przyglądała się nam uważnie zza okularów.

Och… Ile bym dała, żeby to wszystko okazało się nieprawdą.

Tak — odpowiedziała spokojnie, pewnie podnosząc głowę i podała jej zdjęcia.

Na sam widok kartek skuliłam się, intensywnie wpatrując się w dywan. Próbowałam liczyć linie i przesuwać wzrokiem po misternych wzorach, chociaż miałam coraz większe wrażenie, że im dłużej się w to wpatrywałam tym mocniej czułam coraz większe mdłości.

Rozumiem, że to są twoje zdjęcia, Michelle? Czy wiecie kto je zrobił? Kiedy się one pojawiły?

Tak, to są moje zdjęcia — wymamrotałam podnosząc wzrok, jednak nadal nie patrząc na dyrekcję. Zawiesiłam spojrzenie na wysokości biurka i równo ułożonych długopisów. — Teraz na przerwie zauważyłyśmy, że uczniowie je mają. Nie mam pojęcia kto mógł je zrobić i roznieść po szkole…

Nie wiemy kto, ale mamy podejrzenia dotyczące dwóch osób, które wcześniej obrażały i dręczyły Mich. Mam na myśli Rozalię i Lysandra — wtrąciła się Char po raz kolejny, a ja jęknęłam cicho.

Przecież prosiłam ją, żeby ich w to nie mieszała… Teraz to już na pewno nie uniknę pytań, a moje marzenie o spokoju runęło w gruzy. Czułam się jakbym traciła kontrolę nad swoim życiem. Wszystko dookoła mnie działo się poza moją jurysdykcją. Wszyscy zachowywali się, jakby wiedzieli lepiej ode mnie co i kiedy chciałabym zrobić. Najpierw Kastiel, rodzice, teraz Charlotte…

Michelle, czy to prawda?

Słysząc pytanie pani dyrektor chciałam w pierwszej chwili odpowiedzieć, że tak. Jednak w okamgnieniu coś mnie zblokowało. Co mogłam więcej jej powiedzieć? Przecież wiedziała o moich i Lysandra sprzeczkach. W końcu przez jedną z nich wylądowaliśmy w bibliotece do końca grudnia. Ostatecznie wzruszyłam ramionami, mając nadzieję, że jej to wystarczy.

W porządku — westchnęła, ściągając okulary, po czym dodała — Charlotte, czy mogłabyś nas zostawić same? Chciałabym porozmawiać z Michelle na osobności.

Charlotte posłusznie wstała i zanim wyszła poinformowała mnie, że będzie czekać na korytarzu. Kiwnęłam prawie bezwiednie głową, skupiona na błaganiu wszechświata o litość.

Dobrze, Michelle. Skoro zostałyśmy same, myślę że możemy szczerze porozmawiać — powiedziała spokojnie pan dyrektor. Rzuciłam jej szybkie spojrzenie, a ona dodała — Zapewniam cię, że wszystko o czym rozmawiamy zostanie między nami. Chyba że postanowisz inaczej. Niemniej jednak chciałabym, żebyś wiedziała, że możesz mi ufać.

Kiwnęłam głową, niezdolna do wydobycia z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Czego ode mnie oczekiwała? O czym chciała rozmawiać? Nie wkopię przecież Lysandra, bo jeszcze bardziej mi się oberwie. Powinnam udawać, że nic się nie dzieje?

Dobrze. Pan Wells opowiadał mi o tym co stało się na ostatniej lekcji, kiedy prowadziłaś prezentację. — Położyła dłonie płasko na biurku.

Były lekko pomarszczone, jednak bardzo zadbane. Wydawało mi się nawet, że miała zrobiony manicure, ale ja się kompletnie na tym nie znałam.

Wiem, że będąc ofiarą nękania może się wydawać, że nigdzie nie znajdzie się pomocy. Chciałabym jednak, żebyś wiedziała, że nękanie w tej szkole nie jest tolerowane i jest traktowane jako przestępstwo. Niezależnie od tego kto kogo prześladuje i nęka, będzie traktowany tak samo.

Zamarłam na dosadność słów pani dyrektor. Miałabym oskarżyć Lysandra o przestępstwo? Rozumiałam, że to co mi robił było złe i pragnęłam, żeby to wszystko się skończyło, ale… przestępstwo? I co? Jeśli bym go oskarżyła i sprawa trafiłaby do sądu? Co wtedy? Przesłuchania, szukanie świadków… Lysander miał równie dużo świadków co ja. To co było między nami można było nazwać jedynie słownymi przepychankami. Nikt by mi nie uwierzył, że to wszystko mogło aż tak na mnie wpłynąć, żeby nazwać to nękaniem i przestępstwem. Nigdy mnie nie dotknął, nie popchnął, nie uderzył. Nie pokazywałam niechęci do chodzenia do szkoły, miałam dobre oceny i zachowanie. Nie sprawiałam problemów…

Nie było na to żadnych dowodów. Poza tym Lysander miał normalną rodzinę. To ja pochodziłam z domu dziecka. To ja byłam podrzutkiem, który mógł sobie to uroić przez to co działo się w bidulu. Poza tym nie chciałam sprawiać problemu rodzicom. Byli dla mnie tacy dobrzy… Gdyby sytuacja między mną a Lysandrem wyszła na światło dzienne, to wszyscy zwiesili by na nich psy.

Już to kiedyś przechodziłam. Słyszałam jak znajomi rodziców mówili, że będę sprawiać tylko kłopoty, bo nie jestem ich. Że dzieci z domu dziecka przynoszą wstyd rodzinie.

Chciałam być żywym dowodem na to, że się mylili.

Wiem, pani dyrektor — mruknęłam słabym głosem, po czym odchrząknęłam i dodałam pewniej — ale pomiędzy mną a Lysandrem nic takiego się nie dzieje. To są tylko niewielkie sprzeczki. Poza tym już obydwoje zostaliśmy ukarani za nasze zachowanie.

Rozumiem, jednak gdyby coś się działo, wiedz że możesz się do mnie zgłosić o pomoc.

Wiem i bardzo to doceniam, pani dyrektor. Niemniej jednak zapewniam panią, że to nie jest nic poza koleżeńskimi zaczepkami. — Zmusiłam się do uśmiechu, który miałam nadzieję, że wyglądał naturalnie. — Czy mogę już iść? Nie chciałabym się spóźnić na kolejne zajęcia.

Pani dyrektor przez moment sprawiała wrażenie, jakby nie do do końca mi wierzyła i chciała jeszcze o coś dopytać, ale koniec końców kiwnęła głową. A ja opuściłam jej gabinet z cichym pożegnaniem.

Na korytarzu czekała na mnie Charlotte, tak jak zapowiedziała.

To powiesz mi w końcu o co z tym wszystkim chodzi? — Złapała mnie lekko pod ramię i poprowadziła w stronę stołówki. — Dlaczego nie chciałaś „mieszać” w to Lysandra? Z daleka widać, że on maczał w tym palce. To nie jest pierwszy raz kiedy cię krzywdzi. Naprawdę chcesz to znosić do końca szkoły?

To nie tak… — jęknęłam cicho i uszczypnęłam nasadę nosa dwoma palcami wolnej ręki. Czułam jak powoli za powiekami zaczyna zbierać się pulsujący ból. — Po prostu… — zacięłam się na moment, zastanawiając się co dokładnie chciałam powiedzieć. — Po prostu to nie jest nic z czym nie poradziłaby sobie sama. To tylko głupie zaczepki. Im mniej będę reagować, tym szybciej im się znudzi i dadzą mi spokój.

Nie wierzę w to co mówisz. Naprawdę uważasz, że oni odpuszczą, szczególnie po czymś takim jak dziś?

Co do Rozalii nie jestem pewna, ale Lysander… — Zawahałam się na chwilę. Czy Lysander na pewno odpuści, jeśli spełnię warunki zakładu? Pewności nie miałam, ale mogłam spróbować. — W dniu kiedy drugi raz trafiliśmy do dyrekcji, zaraz po naszej kłótni w bibliotece, Lysander zaproponował mi pewien układ…

Dlaczego w głowie nie brzmi to tak głupio? Z każdym słowem traciłam przekonanie, że to cokolwiek zmieni.

Zaproponował mi, że jeśli pokażę mu przez miesiąc, że potrafię ubierać się jak dziewczyna, to da mi spokój do końca szkoły. Wiem, że…

To najbardziej szowinistyczna rzecz jaką kiedykolwiek słyszałam. To niedorzeczne, nie wierzę w to, że jak zaczniesz biegać w sukienkach na jego zawołanie to się od ciebie odczepi. On jest głupszy niż ustawa przewiduje. — Charlotte miała rację. To było głupie. Przygryzłam wargę, mimowolnie kuląc się w sobie. — Ty chyba nie miałaś zamiaru tego robić, prawda?

Char patrzyła na mnie intensywnym wzrokiem, a ja poczułam potrzebę schowania się pod ziemią. Wzruszyłam jedynie ramionami, mając nadzieję że wyszło to chociaż odrobinę obojętnie.

Och, Mich… — westchnęła, po czym stanęła przede mną, opierając dłonie o moje ramiona. Spojrzałam na nią niepewnie, czując się jak totalna idiotka. Jednak nie mogłam wyrzucić z głowy, że to mogła być moja jedyna i ostatnia szansa na normalne skończenie szkoły.

Przecież to nie może być aż takie straszne, to bieganie w sukienkach. Wy jakoś nie macie z tym problemu… — mruknęłam, skutecznie odwracając spojrzenie od niej.

Nie, nie jest straszne. Straszne jest to, że chcesz to zrobić dla niego, a nie z własnej woli. To co ci zaproponował jest idiotyczne i szowinistyczne. Nigdy nie powinnaś się na to godzić. — Objęła mnie delikatnie i ponownie spojrzała mi w oczy. Uśmiechnęła się delikatnie. — Jeśli chcesz zmienić to jak się ubierasz to powinnaś to zrobić z własnej woli, a nie dlatego, że jakiś idiota cię do tego zmusił.

Charlotte miała rację. Nigdy nie powinnam była się zgodzić na ten durny zakład, ale było już niestety na to za późno. W tej chwili mogłam jedynie iść z prądem moich decyzji i zaryzykować.

Cóż… Mogę w końcu spróbować i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. — Zaśmiałam się cicho pod nosem i poprowadziłam dalej Charlotte.

Co masz na myśli?

Mogę zaryzykować, postarać się ubierać bardziej dziewczęco i wygrać zakład. Może i on wywiąże się ze swojej części zakładu. Jednocześnie może polubię to bieganie w sukienkach i przestanę od was odstawać moim wyglądem dresa.

Char wybuchnęła śmiechem, kręcąc w niedowierzaniu głową.

Nie podoba mi się to, że ten szowinistyczny dupek aż tak sobie pogrywa. Chcę cię wspierać ze względu na twoją i tylko i wyłącznie twoją chęć odnalezienia siebie. Jednak ja nie bardzo znam się na modzie… Trzeba będzie porozmawiać o tym z ekspertką Amber. Będzie wiedziała co zrobić.

Tylko nie mówmy jej o zakładzie, okej? Tak jak powiedziałaś, to jest głupie. I tak czuję się jak idiotka mówiąc o tym tobie. Nie chcę się upokarzać przed dziewczynami…

Nie wiem czy to dobry pomysł, ale w porządku. Coś wymyślimy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by MIA