Koniec
kwietnia zapowiadał się cudownie. Temperatura nie spadała poniżej
piętnastu stopni, więc zwykle można było rezygnować z kurtek.
Roślinność była już w pełnym rozkwicie. Zieleniące się drzewa
dawały schronienie przed rażącymi promieniami słońca, z czego
korzystali zarówno ludzie, jak i zwierzęta. Każdy kwietnik mienił
się kalejdoskopem barw i zapachów, uprzyjemniając spacery w
parkach, a całość dopełniał świergot ptaków.
Nawet
wczesnym rankiem, kiedy całe miasto spało spowite lekką mgłą, a
termometry wskazywały kilka stopni powyżej zera, ciepło
nadchodzącego dnia było wyczuwalne w powietrzu.
Właśnie
takiego ranka obudziło mnie upierdliwe brzęczenie budzika. Zaspana
przetarłam oczy i próbowałam wyłączyć alarm, na marne
powstrzymując ziewnięcie.
Przyjrzałam
się ekranowi telefonu spod przymrużonych powiek, a gdy dostrzegłam
powiadomienie o wiadomości na czacie, uśmiechnęłam się szeroko.
Szybko odblokowałam telefon, od razu włączając odpowiednią
aplikację.
Nie
mogłam się powstrzymać, żeby nie przewrócić oczami.
Ziewnęłam
po raz kolejny, przeciągając się, żeby rozprostować zastane
przez sen mięśnie. Zostawiłam telefon na łóżku i udałam się
do łazienki z zamiarem umycia zębów i pomalowania się.
Kiedy
byłam w końcu zadowolona ze swojego wyglądu, spakowałam potrzebne
podręczniki do znoszonego już, kwiecistego worka.
Wychodziłam
z pokoju, gdy dźwięk powiadomienia przypomniał mi o komórce.
Sapnęłam niecierpliwie na własne zapominalstwo i odczytałam
wiadomość.
— Dzień
dobry — rzuciłam przywitanie w przestrzeń, wchodząc do kuchni.
— Dzień
dobry. A ty już od rana z nosem w telefonie? Nie możesz go odłożyć
na czas posiłku z rodziną? — burknął niezadowolony tata,
odkładając z szelestem gazetę.
— Już,
już, tylko odpiszę. — Uśmiechnęłam się przepraszająco i
usiadłam naprzeciwko niego.
Schowałam
telefon do kieszeni sweterka i od razu sięgnęłam po kuszące swoim
zapachem złociste grzanki i krem czekoladowy, po czym zabrałam się
za śniadanie.
— Cześć,
familia!
Do
jadalni wszedł Neith, rzucając plecak pod krzesło, na które opadł
z hukiem, prawie przewracając stojące obok niego.
— Czy
ty zawsze musisz robić wokół siebie taki raban? — Spojrzałam na
niego spod zmarszczonych brwi, na co ten wzruszył jedynie ramionami.
— Oczywiście,
że tak. Skąd byście wiedzieli, że drugi najważniejszy człowiek
w tym domu zasiada z wami do śniadania?
Westchnęłam
ciężko, przewracając oczami, ale nie skomentowałam tego i
wróciłam do posiłku.
— Ty
już nie bądź taki mądry — odezwała się z kuchni mama,
pilnując kolejnej porcji grzanek.
— Po
kimś to mam! — Wyszczerzył się do niej, zabierając ostatnią,
najładniej przypieczoną kromkę chleba sprzed mojego nosa.
— Hej!
To było moje!
— A
teraz już moje. — Wzruszył ramionami, wgryzając się z
przyjemnością wypisaną na twarzy w kanapkę.
Warknęłam
cicho i sięgnęłam ponownie po telefon, na którym już miałam
trzy wiadomości.
Niemal
zazgrzytałam zębami, patrząc na tę jawną arogancję.
Ze
złością wrzuciłam telefon do plecaka i wstałam od stołu. Jak w
ogóle można się wypowiadać na jakikolwiek temat, kompletnie nie
znając się na rzeczy? I to jeszcze komuś innemu wpierać głupotę!
Patrzcie państwo, znawca się znalazł. Ugh…
— Lil!
Zaczekaj na mnie!
W
połowie drogi do wyjścia z domu zatrzymało mnie wołanie brata.
Odwróciłam się w jego stronę, założyłam ręce na piersi i
zaczęłam tupać nogą.
— Może
się sam pospieszysz, zamiast mnie spowalniać?
— Idę
już! — burknął, wręczając mi śniadanie do szkoły. — Co ty
taka nerwowa? Przy stole było w porządku, a teraz tak warczysz. Coś
się stało?
— Nieważne…
Wsiedliśmy
do samochodu i odjechaliśmy z podjazdu. Po drodze do szkoły Neith
zatrzymał się jeszcze po Violettę i Iris, a niecałe piętnaście
minut później przeciskaliśmy się w stronę szafek.
Zawsze
mnie irytowały tłumy na korytarzu. Wszędzie dookoła całe masy
ludzi śmiejących się, gadających zdecydowanie za głośno, jedni
starający się przekrzyczeć innych. Strzępki zdań bez składu i
ładu. Marne próby przeciśnięcia się między ludźmi, żeby
zdążyć dotrzeć do klasy. Jednak najbardziej drażniły mnie osoby
zatrzymujące się na środku korytarza, tarasujące przejście,
tylko i wyłącznie dlatego, że chcą coś pokazać na telefonie
znajomym. Zawsze w takich momentach miałam ogromną ochotę wbić im
łokcie w żebra i patrzeć, jak zwijają się z bólu i odsuwają na
bok, by zrobić przejście.
Zazwyczaj
się hamowałam, zwłaszcza mijając chłopaków należących do
reprezentacji szkoły w koszykówce, bo biorąc pod uwagę ich wzrost
w stosunku do mojego wzrostu, wypadałam dość marnie. Jednakże
dzisiaj byłam tak zdenerwowana, że nie byłam w stanie się
powstrzymać i przechodziłam przez korytarz jak taran.
Kiedy
stanęłam pod odpowiednią salą, odetchnęłam z ulgą. Już
czułam, że to będzie ciężki dzień.
Oparłam
głowę o ścianę, zamykając oczy. Pragnęłam, żeby doba upłynęła
jak najszybciej.
— Łał…
Jeszcze nigdy tak szybo nie doszłyśmy pod klasę.
Uchyliłam
jedno oko i spojrzałam się na przyjaciółkę. Uśmiechała się
szeroko, rozglądając się. Popatrzyłam w tę samą stronę, co ona
i dojrzałam, jak wiele osób trzyma się za boki, krzywiąc się z
bólu.
Chcąc
nie chcąc, nie mogłam powstrzymać uśmiechu satysfakcji.
— No
cóż… To chyba dobrze, nie? — zapytałam, po czym sięgnęłam
do torby po telefon, który co chwilę brzęczał od przychodzących
wiadomości.
— Jezu…
Dlaczego ty jesteś taki uparty! — mruknęłam, szybko pisząc
odpowiedź, by zdążyć przed zbliżającym się nauczycielem.
— Z
kim tak intensywnie piszesz?
Nie
odpowiedziałam przyjaciółce od razu. Zdążyłyśmy zająć nasze
ulubione miejsca w klasie, a nauczyciel sprawdził listę obecności
i zaczął prowadzić lekcję, kiedy w końcu odpowiedziałam.
— Jakiś
czas temu chciałam znaleźć jakiś ciekawy serial, bo skończyłam
„Death Parade” i nie miałam co ze sobą zrobić. Zalogowałam
się na forum, gdzie zbierają się różne fandomy i znalazłam tam
wątek, gdzie jakiś chłopak wykłócał się, że DC jest do bani i
Marvel dawno ich przegonił.
— No
i oczywiście ty nie mogłaś sobie tego tematu odpuścić… —
Iris parsknęła śmiechem, chowając się za podręcznikiem.
— A
ty byś odpuściła na moim miejscu?
— Wiesz…
Z jednej strony to chłopak ma rację. — Spojrzałam na
przyjaciółkę z niedowierzaniem. Co ona plecie? — No co? Przecież
filmy Marvela są najlepsze! Wszyscy chodzą na to do kina.
— Ale
tu nie chodzi o samo kino! — Oburzyłam się, mimowolnie podnosząc
głos, przez co zwróciłam na nas uwagę nauczyciela.
— Dziewczyny,
proszę o spokój — Pan Campbell rzucił nam zdegustowane
spojrzenie znad okularów. — Nawet jeśli nie uważacie, to nie
przeszkadzajcie innym.
— Przepraszamy
— pisnęła zawstydzona Vi, spuszczając głowę.
— I
jedno, i drugie wydawnictwo miało swoje potknięcia. I to nawet
duże, nie mówię, że nie.
— To
o co ci chodzi? Marudzisz, że ktoś powiedział prawdę? — weszła
mi w zdanie Iris.
— Chodzi
mi o całokształt obu uniwersum. Sam koncept, historie, postacie…
Tego nie da się zawęzić tylko do kilku filmów, lepszych czy
gorszych. A ten ciołek nie potrafi tego zrozumieć i kłóci się ze
mną bez przerwy, kto ma rację.
— To
dlaczego nie napiszesz mu tego, co powiedziałaś nam? — Violetta
spojrzała się na mnie wielkimi gołębimi oczami.
— Bo
to nie jest takie proste, Vi. Próbowałam mu to przetłumaczyć
najprościej, jak umiałam, ale to typ upartego osła. Będzie się
upierał przy swoim, ile się da.
Mimo
że przyjaciółce powiedziałam jedno, to i tak sięgnęłam po
telefon i napisałam to wszystko chłopakowi. Kiedy wysłałam
wiadomość, poczułam lekką ulgę, jednakże niecierpliwie czekałam
na odpowiedź. Chciałam wiedzieć, jak zareaguje na moje słowa; czy
w końcu zgodzi się ze mną, czy będzie się dalej wykłócał.
Do
końca lekcji starałam się nie zerkać co chwilę na telefon, ale
wystarczyło, że rozbrzmiał dzwonek, a ja ledwo opuściłam klasę
i już sprawdzałam, czy odpisał.
Przewróciłam
oczami, uśmiechając się lekko do siebie.
Schowałam
telefon do kieszeni, już w dużo lepszym humorze, i podążyłam za
przyjaciółkami na następną lekcję. Kto by pomyślał, że jedna
wiadomość tak potrafi poprawić humor. Wreszcie mogłam zabrać się
za poszukiwania następnego serialu do pochłonięcia, bez
zaprzątania sobie myśli o żyjących w błędzie ludziach. Chociaż
musiałam przyznać, że ta mała dyskusja sprawiła mi satysfakcję.
Mój oponent sprawiał wrażenie osoby, która naprawdę wie o czym
chce rozmawiać i nie bredzi o czymkolwiek, byleby tylko coś pisać.
Aż nie mogłam się doczekać, kiedy dostanę następną wiadomość
od niego.
Każda
kolejna lekcja minęła mi na nerwowym oczekiwaniu i sprawdzaniu
telefonu. Nie miałam pojęcia co mną kierowało, ale w duchu wręcz
błagałam niebiosa o jakiś kontrowersyjny temat, gdzie mogłabym
powymieniać się z nim swoimi poglądami. Nie chciałam, by nasza
rozmowa skończyła się tylko na tym.
Jednakże
na jakąkolwiek wiadomość musiałam czekać do przerwy na lunch.
Dopiero gdy stałam w kolejce, by odebrać dzisiejszy obiad, poczułam
wibracje telefonu. Nie czekając nawet na przyjaciółki, popędziłam
do naszego stolika i odblokowałam ekran, by przeczytać wiadomość.
Mój zapał opadł, w momencie kiedy zorientowałam się, że to mama
napisała, że dzisiaj wróci wraz z ojcem później z pracy.
Westchnęłam,
smętnie grzebiąc w warzywnej sałatce.
— Co
w ciebie wstąpiło?
Spojrzałam
się na Iris, wzruszając obojętnie ramionami. Jakoś tak cały
humor zniknął i nie miałam na nic ochoty. Nawet na ulubiony
posiłek.
— Coś
się stało? — zapytała zmartwiona Vi, siadając naprzeciwko.
— Nic
takiego… — mruknęłam i przewróciłam widelcem pomidora między
sałatą. Po raz kolejny w ciągu trzydziestu sekund.
— Przestań
chrzanić takie bzdety i gadaj, co jest.
Słysząc
ostre słowa przyjaciółki, nieco się ożywiłam. Co, jak co, ale
po Iris w życiu bym się nie spodziewała takiego języka.
Przygryzłam lekko wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią, bo
tak właściwie sama nie znałam odpowiedzi na jej pytanie.
Teoretycznie brak odpowiedzi od chłopaka poznanego kilka dni
wcześniej nie powinien mnie w ogóle ruszać, aczkolwiek nie mogłam
zaprzeczyć, że czułam rozczarowanie, gdy to nie od niego dostałam
wiadomość.
— To
naprawdę nic takiego. Po prostu rodzice napisali, że dzisiaj
później wrócą.
— Też
mi powód do płaczu — prychnął Rudzielec między kolejnymi
kęsami ogromnej kanapki z ciemnego pieczywa.
Już
chciałam jej odpowiadać, że przecież mówiłam o tym chwilę
temu, ale przerwał mi brat, który z hukiem opadł na krzesło obok
Violetki.
— A
co to za grobowe miny? Jeszcze niecałe dwa miesiące i koniec tej
mordęgi, a wy macie miny, jakbyście dostały nakaz spędzania
wakacji w kozie.
— Twoja
siostra rozpacza nad tym, że nie dostała wiadomości od
internetowej miłości. — Popatrzyłam na przyjaciółkę z
niedowierzaniem i szturchnęłam ją mocno w żebra. — Co mnie
bijesz? A nie jest tak?
— Nie
— burknęłam i zabrałam się za posiłek, jakby po jej słowach
wrócił mi apetyt. — Gdzie zgubiłeś Kentina?
— Pewnie
uśmiecha się do kucharki o dodatkową porcję mięsa. Po treningu
zawsze jest nienażarty i wciągnąłby konia z kopytami.
— Nieprawda.
— Za moimi plecami pojawił się Ken. Odwróciłam się do niego i
zobaczyłam, jak szeroko się uśmiecha do podwójnej porcji na
tacce. — Kucharki po prostu mnie lubią.
— Ależ
oczywiście, Kentinku — Rudzielec wyszczerzył się do chłopaka,
za co zarobił kolejnego kuksańca w żebra. — Ej! Co wyście się
na mnie dzisiaj uwzięli?
— Bo
ci się należy. — Posłałam Iris całusa w powietrzu, unosząc
kąciki ust.
Zanim
przyjaciółka zdążyła zareagować, odezwał się Neith.
— Porozmawiajmy
o czymś przyjemniejszym. Myśleliście już, gdzie i jak zamierzacie
spędzić tegoroczne wakacje?
— Co
powiecie na obóz? — zaproponował Ken, na co jednogłośnie
zareagowaliśmy cichym, cierpiętniczym jękiem.
— To
ja już wolę spędzić lato w domu — stęknęła Vi i skrzywiła
się, marszcząc przy tym charakterystycznie nos.
— No
co wy? Przecież w zeszłym roku nie było tak źle.
— W
ogóle. Do tej pory łamie mnie w kościach na myśl o wycisku, który
dostaliśmy od twojego ojca. Naprawdę nie rozumiem, jak ludzie mogą
się na coś takiego pisać dobrowolnie.
— No
dobra. Skoro obóz odpada — uśmiechnęłam się przepraszająco do
przyjaciela, jednakże sama miałam wystarczająco dużo wrażeń w
zeszłym roku, żeby i w tym się na to nie pisać — to co powiecie
na wypad nad ocean?
— Brzmi
interesująco. Kontynuuj.
— Ciekawe,
jak chcesz to zorganizować? Trochę za późno na zbieranie kasy na
kupno zorganizowanej grupowej wycieczki — mruknął nieprzekonany
Neith.
— Zapomniałeś,
że dziadkowie mają dom w Elderbrook? Możemy porozmawiać o tym
pomyśle z rodzicami. Jest jeszcze trochę czasu, więc będziemy
mogli na spokojnie to zorganizować, a jeśli się nie zgodzą,
pomyślimy nad czymś innym.
— Ja
jestem za! — Uradowana Iris poparła mnie, podskakując wręcz na
krześle.
— Ja
również się pod tym podpisuję — dodała Vivi.
— Mnie
nie pozostaje nic innego, jak się dołączyć.
— Więc
postanowione. Jeszcze dzisiaj spróbujemy z nimi na ten temat
pogadać, a jak się czegoś dowiem, to od razu wam napiszę.