Kiedy
po lekcjach wraz z bratem wjechaliśmy na podjazd pod domem, zaraz za
nami wjechali rodzice. Zdziwiona wyszłam z samochodu i podeszłam do
Chevroleta rodziców.
— Nie
mieliście być dzisiaj później? — zapytałam mamy, otwierając
jej drzwi.
— Mieliśmy,
ale udało nam się szybciej poukładać dokumentację i napisać
raporty — westchnęła ciężko, zabierając teczkę z laptopem z
tylnego siedzenia. — Jestem wykończona po dzisiejszym dniu i nie
mam najmniejszej ochoty gotować. Może coś zamówimy?
— Jestem
jak najbardziej za — przytaknął tata, przeczesując swoje ciemne,
krótko ostrzyżone włosy.
— Tak!
Ja też! — zawołał rozradowany Neith, wchodząc do domu. —
Pizzę!
— Żadnej
pizzy! — zaprotestowałam. — Za rzadko masz w szkole, że jeszcze
na obiad chcesz? Ja wolę chińszczyznę.
— Boże…
A ta znowu zaczyna… Jeszcze trochę, a sama zmienisz się w Chinkę.
Chińskie bajki, chińskie książki, chińskie żarcie…
— Ile
razy mam ci tłumaczyć, że to nie są chińskie bajki?!
— Przestańcie
się kłócić — zwrócił nam uwagę tata. — Przecież można
dla każdego zamówić coś innego.
Weszliśmy
do domu, dyskutując o zamówieniach, które mama miała złożyć w
jedynej jadłodajni, gdzie serwowano dania niemal z każdego zakątka
świata, a ich smak nie przypominał mdłej brei. Neith upierał się
przy pizzy, więc mama nie miała zbytniego wyboru i skapitulowała.
Ja z uśmiechem poprosiłam o ulubiony makaron z wołowiną i
duszonymi warzywami, natomiast dla siebie i taty mama wybrała
tradycję, czyli spaghetti.
Usiadłam
w salonie na narożniku, przewieszając nogi przez poręcz kanapy, i
odblokowałam telefon. Miałam kilkanaście nieodczytanych wiadomości
na grupowym czacie z przyjaciółmi. Kentin z Iris kłócili się
zawzięcie o to, co pierwsze będziemy robić, jak już znajdziemy
się u dziadków.
Czytałam
ich wiadomości i ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
Odłożyłam
telefon na nogę i wpatrzyłam się w telewizor, jednak jakbym nie
rejestrowała tego, co działo się na ekranie. Miałam wrażenie,
jakby moje myśli gdzieś umykały, zostawiając pustkę w głowie.
Im bardziej się skupiałam nad tym, o czym były owe myśli, tym
bardziej mi to umykało. Sapnęłam zniecierpliwiona i odwróciłam
wzrok w stronę okna i tego, co było za nim, aczkolwiek i to nie
pomogło. Odblokowałam ponownie telefon, mając nadzieję, że tam
znajdę odpowiedź na nurtujące mnie pytanie, ale bez rezultatu.
Zgasiłam ekran, czując narastającą irytację. Co jest, do
cholery, nie tak?
Brzęczenie
przychodzącej wiadomości oderwało mnie od tępego wpatrywania się
w przestrzeń.
Odruchowo
otworzyłam aplikację forum, a kiedy nie znalazłam tam nic nowego,
poczułam lekkie ukucie zawodu. Odrzuciłam telefon na bok i z trudem
podniosłam się z kanapy.
— Co
się stało, kochanie? — zapytała mama, kiedy zaczęłam się
smętnie kręcić po kuchni.
— Nic…
— mruknęłam, kręcąc głową, jakbym chciała sama siebie
przekonać, że wszystko jest w porządku.
— Przecież
widzę, że coś jest nie tak. Coś ze szkołą? — pokręciłam
głową, nalewając do szklanki zimnego soku pomarańczowego. — To
może coś z dziewczynami?
— Nie…
Naprawdę wszystko w porządku… — Uśmiechnęłam się lekko do
niej, co odwzajemniła. — Tak sobie rozmawiałam dzisiaj z Neithem…
— Podniosłam trochę głos przy imieniu brata, żeby zwrócić
jego uwagę. — O tegorocznych wakacjach…
Popatrzyłam
znacząco na brata, ale ten sprawiał wrażenie, jakby nie do końca
rozumiał, o co mi chodzi. Sapnęłam zniecierpliwiona i podeszłam
do fotela, na którym siedział, pisząc coś w telefonie. Oparłam
łokcie o zagłówek i pstryknęłam go w ucho.
— Odczep
się! — burknął, masując obolałe miejsce.
— Mówię
mamie o naszym pomyśle na wakacje w tym roku.
— No
i? Przecież to był twój pomysł, więc śmiało możesz mówić
beze mnie. — Wzruszył ramionami, ponownie skupiając się na
telefonie.
— Co
znowu kombinujecie? — Do rozmowy włączył się tata, który
zszedł z piętra.
— Czy
zawsze, jak mamy jakiś pomysł, to musimy kombinować? —
zapytałam, a znaczący wzrok taty wystarczył mi za odpowiedź. —
Hej! Nie prawda! Wcale tak nie jest.
— Więc
co wymyśliliście z tymi wakacjami?
— Chcielibyśmy
pojechać do dziadków nad ocean. O ile się na to zgodzą —
dodałam, widząc sceptyczną wymianę spojrzeń między rodzicami.
— Najpierw
trzeba byłoby z nimi porozmawiać i zapytać ich o zdanie —
odpowiedziała dyplomatycznie mama.
Niedługo
później rozbrzmiał dzwonek do domu. Poderwałam się z kanapy i
poszłam otworzyć drzwi. W progu stał młody chłopak ubrany w
firmową koszulkę z logo restauracji, trzymając reklamówki z
naszym zamówieniem.
— Mamo!
— zawołałam, odbierając jedzenie. — Jedzenie przyjechało!
Mama
rozliczała się z dostawcą, a ja zaniosłam przepysznie pachnące
jedzenie do kuchni. Na bok odłożyłam płaskie pudełko z pizzą
brata i zaczęłam zaglądać do styropianowych opakowań w
poszukiwaniu swojego makaronu. Oczywiście pudełko z moim jedzeniem
było na samym spodzie, jako ostatnie.
Zabrałam
swoje zamówienie i udałam się do salonu, żeby usiąść na
poprzednim miejscu w narożniku kanapy. Ponownie przewiesiłam nogi
przez poręcz, i położyłam jedzenie na kolanach.
Kiedy
brałam pierwszy kęs, zabrzęczał mi telefon. Zerknęłam na
komórkę i dostrzegłam, że mam wiadomość na czacie grupy.
Parsknęłam
śmiechem i w końcu zjadłam zawieszony w powietrzu kęs. Mimo że w
pierwszej chwili nie chciałam tego robić, to jednak odpaliłam
aplikację. Nadal nie wiedziałam, co napisać. Patrzyłam w ekran i
w klawiaturę, bijąc się z myślami. Co wpisałam kilka słów,
zaraz je usuwałam. Przecież to nie miało najmniejszego sensu. Co
niby mogłabym mu napisać? „Co tam?”
Agh…
Przecież to głupie! Nawet bardzo głupie. I nie wnoszące nic do
rozmowy. To wyglądałoby tak, jakbym na siłę próbowała utrzymać
rozmowę. Jeszcze wyszłabym na jakąś upierdliwą dziewczynę,
którą nie ma co z życiem zrobić.
Nie
chciałabym na taką wyjść…
— Zamiast
złościć się na telefon, powinnaś zjeść. — Obok mnie usiadła
mama, po czym, zmęczona dniem w pracy, wyciągnęła nogi przed
siebie.
— Przecież
jem — odparłam z przekonaniem, zerkając na prawie nietkniętą
porcję. Wypchałam buzię makaronem jak chomik, a spomiędzy moich
ust wystawały kawałki makaronu.
— Jesteś
obrzydliwa — oburzył się Neith, krzywiąc wręcz ostentacyjnie.
— Od
kogoś się uczyłam — odparowałam, kiedy przełknęłam jedzenie.
Nagle,
jakby nad moją głową zabłysnęła żarówka i oświeciła mnie,
co mogłabym napisać. Załapałam telefon i zaczęłam wystukiwać
na klawiaturze słowa.
Zamknęłam
czat i weszłam na wiadomości do Iris, ale tym razem tylko między
nami. Nie chciałam, by Kentin wiedział o tym więcej, bo nie
dawałby mi spokoju. Już i tak wystarczyło, że Iris mi dogryzała,
ale przynajmniej mogłam się tak emocjonować razem z nią.
Schowałam
telefon do kieszeni i udałam się do sypialni, po drodze wyrzucając
pudełko i zabierając plecak. Odstawiłam go pod biurko i położyłam
się na łóżku, żeby chwilę odpocząć. Wyciągnęłam się na
kocu, rozciągając plecy.
Słysząc
dźwięk przychodzącej wiadomości, przewróciłam się na brzuch i
otworzyłam czat.
Ale
on się zachowuje jak nadęty bufon!
Usiadłam
po turecku, żeby wygodniej mi się pisało. Już miałam zamiar mu
wytknąć to, że jego pewność siebie przypomina już bardziej
arogancję i próżność, ale dostrzegłam kolejną wiadomość.
Patrzyłam
przez chwilę zdumiona na ekran. Tego się nie spodziewałam. Od
kiedy go poznałam zdawał się być pewny siebie, wręcz dumny,
kiedy zawzięcie kłócił się ze mną o DC i Marvela. Jeszcze teraz
te aroganckie wiadomości. Gdybym go spotkała na żywo i zacząłby
tak do mnie mówić, chyba bym go rozniosła. Nie znosiłam takich
zarozumiałych ludzi. Ale w tej sytuacji… Zbił mnie z tropu i nie
wiedziałam, co napisać.
Odłożyłam
telefon na bok i bez entuzjazmu sięgnęłam po książki. Nie miałam
najmniejszej ochoty na uczenie się, ale nie pociągała mnie wizja
szlabanu na internet. Miałam jeszcze kilka sezonów serialu do
skończenia.
*
* *
Dziadkowie
zgodzili się, byśmy do nich przyjechali wraz z przyjaciółmi.
Kiedy tego samego wieczoru zadzwoniliśmy do nich na Skypie i
zapytaliśmy o ich zdanie, ucieszyli się, że w końcu ktoś ich
odwiedzi i ożywi trochę ich pusty dom.
Dni
powoli mijały, koniec kwietnia zmienił się w gorący koniec maja,
a my nie mogliśmy się doczekać wakacji. Dziewczyny, głównie
Iris, ekscytowały się zbliżającym się końcem roku szkolnego.
Ruda bez przerwy trajkotała o tym, że nie wie, co ze sobą zabrać,
albo że ma za małą walizkę i się nie zabierze. Vi nie
wypowiadała się za dużo na ten temat, ale po jej skrzących się
oczach było widać, że nie może się doczekać wyjazdu. Kentin
trochę z rezerwą podchodził do wakacji spędzonych na słodkim
leniuchowaniu na plaży, jednak został jednogłośnie przegłosowany
i nie miał wyboru – musiał się na to zgodzić.
Siedzieliśmy
długą przerwę na dziedzińcu przed szkołą, schowani w cieniu
rozłożystych klonów, rozkoszując się słoneczną pogodą.
— Abstrahując
od waszego podniecania się plażą i półnagimi facetami, to w
tamtych okolicach są jakieś rozrywki, atrakcje, cokolwiek
niezwiązanego z plażą i leżeniem odłogiem? — zapytał Kentin,
leżący z zamkniętymi oczami na plecaku służącym za poduszkę.
— Zazdrościsz,
że to na czyjeś półnagie ciało będziemy patrzeć, a nie na
twoje? — zażartowała Iris, za co zarobiła kuksańca w żebra. —
Hej! To bolało!
— Miało
boleć, ruda małpo. Więc jest coś takiego?
— Tak
jest! — odpowiedziałam z udawaną wyniosłością.
— Kilka
kilometrów od Elderbrook jest tak zwane miasteczko atrakcji. Każdego
letniego sezonu są tam organizowane różne wydarzenia typu wesołe
miasteczko, koncerty czy kino pod gołym niebem — odezwał się
Neith, podnosząc się do siadu. — A przynajmniej tak było, jak
byliśmy dzieciakami — dodał po chwili.
— Super.
Czyli może być tak, że nic z tego nie będzie.
— Gdy
rozmawialiśmy ostatnio z dziadkami, mówili, że dalej to organizują
— odparłam pomiędzy kęsami czekoladowego ciasteczka pieczonego
przez Vivi.
Zabrzęczał
mi telefon w kieszeni. Wyciągnęłam się, żeby było mi łatwiej
go wyjąć. Odblokowałam ekran i otworzyłam czat na forum.
— O
czym piszecie? — zainteresowała się Iris i oparła brodę o moje
ramię, by móc czytać wiadomości.
— Jak
to nie? Mam ci przypomnieć ten spam, którym mnie zarzuciłaś, jak
tylko w odcinku pokazała się goła klata Sama albo Deana?
— Cicho
bądź! — Szturchnęłam ją, zasłaniając telefon.
— O
czym mówicie? —zapytał zaciekawiony Ken. — Dalej męczy tą
internetową znajomość swoją wszechwiedzą?
— Ja
przynajmniej mam z kim rozmawiać i nie muszę gadać do misia —
odgryzłam się, pokazując przyjacielowi język.
— Ależ
ja mam z kim rozmawiać, prawda Vi? — Kentin przyciągnął
ogromnym ramieniem drobną osóbkę Violetty. — Ty zawsze lubisz ze
mną rozmawiać, prawda?
— Um…
Tak… — odparła speszona i lekko zarumieniona przyjaciółka.
— Nie
wiem jak wy, ale ja się będę zbierać do szkoły, bo zaraz mam
chemię, a babeczka zapowiedziała, że może pytać, więc… Wolę
się chociaż trochę przygotować — Neith podniósł się z ziemi,
zarzucając plecak na ramię.
Pozbieraliśmy
swoje rzeczy i udaliśmy się wszyscy do szkoły. W momencie kiedy
zamknęły się za nami drzwi do budynku, rozbrzmiał pierwszy
dzwonek. Przed rozejściem się na zajęcia umówiliśmy się, że po
lekcjach wybierzemy się na wycieczkę rowerową po mieście.
Pożegnałam
się z przyjaciółmi, poprawiłam torbę na ramieniu i rozpoczęłam
przepychanie się między uczniami, żeby dotrzeć do klasy.