Menu

poniedziałek, 7 października 2019

Miłość Online – część II

Kiedy po lekcjach wraz z bratem wjechaliśmy na podjazd pod domem, zaraz za nami wjechali rodzice. Zdziwiona wyszłam z samochodu i podeszłam do Chevroleta rodziców.
Nie mieliście być dzisiaj później? — zapytałam mamy, otwierając jej drzwi.
Mieliśmy, ale udało nam się szybciej poukładać dokumentację i napisać raporty — westchnęła ciężko, zabierając teczkę z laptopem z tylnego siedzenia. — Jestem wykończona po dzisiejszym dniu i nie mam najmniejszej ochoty gotować. Może coś zamówimy?
Jestem jak najbardziej za — przytaknął tata, przeczesując swoje ciemne, krótko ostrzyżone włosy.
Tak! Ja też! — zawołał rozradowany Neith, wchodząc do domu. — Pizzę!
Żadnej pizzy! — zaprotestowałam. — Za rzadko masz w szkole, że jeszcze na obiad chcesz? Ja wolę chińszczyznę.
Boże… A ta znowu zaczyna… Jeszcze trochę, a sama zmienisz się w Chinkę. Chińskie bajki, chińskie książki, chińskie żarcie…
Ile razy mam ci tłumaczyć, że to nie są chińskie bajki?!
Przestańcie się kłócić — zwrócił nam uwagę tata. — Przecież można dla każdego zamówić coś innego.
Weszliśmy do domu, dyskutując o zamówieniach, które mama miała złożyć w jedynej jadłodajni, gdzie serwowano dania niemal z każdego zakątka świata, a ich smak nie przypominał mdłej brei. Neith upierał się przy pizzy, więc mama nie miała zbytniego wyboru i skapitulowała. Ja z uśmiechem poprosiłam o ulubiony makaron z wołowiną i duszonymi warzywami, natomiast dla siebie i taty mama wybrała tradycję, czyli spaghetti.
Usiadłam w salonie na narożniku, przewieszając nogi przez poręcz kanapy, i odblokowałam telefon. Miałam kilkanaście nieodczytanych wiadomości na grupowym czacie z przyjaciółmi. Kentin z Iris kłócili się zawzięcie o to, co pierwsze będziemy robić, jak już znajdziemy się u dziadków.
Czytałam ich wiadomości i ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
Odłożyłam telefon na nogę i wpatrzyłam się w telewizor, jednak jakbym nie rejestrowała tego, co działo się na ekranie. Miałam wrażenie, jakby moje myśli gdzieś umykały, zostawiając pustkę w głowie. Im bardziej się skupiałam nad tym, o czym były owe myśli, tym bardziej mi to umykało. Sapnęłam zniecierpliwiona i odwróciłam wzrok w stronę okna i tego, co było za nim, aczkolwiek i to nie pomogło. Odblokowałam ponownie telefon, mając nadzieję, że tam znajdę odpowiedź na nurtujące mnie pytanie, ale bez rezultatu. Zgasiłam ekran, czując narastającą irytację. Co jest, do cholery, nie tak?
Brzęczenie przychodzącej wiadomości oderwało mnie od tępego wpatrywania się w przestrzeń.
Odruchowo otworzyłam aplikację forum, a kiedy nie znalazłam tam nic nowego, poczułam lekkie ukucie zawodu. Odrzuciłam telefon na bok i z trudem podniosłam się z kanapy.
Co się stało, kochanie? — zapytała mama, kiedy zaczęłam się smętnie kręcić po kuchni.
Nic… — mruknęłam, kręcąc głową, jakbym chciała sama siebie przekonać, że wszystko jest w porządku.
Przecież widzę, że coś jest nie tak. Coś ze szkołą? — pokręciłam głową, nalewając do szklanki zimnego soku pomarańczowego. — To może coś z dziewczynami?
Nie… Naprawdę wszystko w porządku… — Uśmiechnęłam się lekko do niej, co odwzajemniła. — Tak sobie rozmawiałam dzisiaj z Neithem… — Podniosłam trochę głos przy imieniu brata, żeby zwrócić jego uwagę. — O tegorocznych wakacjach…
Popatrzyłam znacząco na brata, ale ten sprawiał wrażenie, jakby nie do końca rozumiał, o co mi chodzi. Sapnęłam zniecierpliwiona i podeszłam do fotela, na którym siedział, pisząc coś w telefonie. Oparłam łokcie o zagłówek i pstryknęłam go w ucho.
Odczep się! — burknął, masując obolałe miejsce.
Mówię mamie o naszym pomyśle na wakacje w tym roku.
No i? Przecież to był twój pomysł, więc śmiało możesz mówić beze mnie. — Wzruszył ramionami, ponownie skupiając się na telefonie.
Co znowu kombinujecie? — Do rozmowy włączył się tata, który zszedł z piętra.
Czy zawsze, jak mamy jakiś pomysł, to musimy kombinować? — zapytałam, a znaczący wzrok taty wystarczył mi za odpowiedź. — Hej! Nie prawda! Wcale tak nie jest.
Więc co wymyśliliście z tymi wakacjami?
Chcielibyśmy pojechać do dziadków nad ocean. O ile się na to zgodzą — dodałam, widząc sceptyczną wymianę spojrzeń między rodzicami.
Najpierw trzeba byłoby z nimi porozmawiać i zapytać ich o zdanie — odpowiedziała dyplomatycznie mama.
Niedługo później rozbrzmiał dzwonek do domu. Poderwałam się z kanapy i poszłam otworzyć drzwi. W progu stał młody chłopak ubrany w firmową koszulkę z logo restauracji, trzymając reklamówki z naszym zamówieniem.
Mamo! — zawołałam, odbierając jedzenie. — Jedzenie przyjechało!
Mama rozliczała się z dostawcą, a ja zaniosłam przepysznie pachnące jedzenie do kuchni. Na bok odłożyłam płaskie pudełko z pizzą brata i zaczęłam zaglądać do styropianowych opakowań w poszukiwaniu swojego makaronu. Oczywiście pudełko z moim jedzeniem było na samym spodzie, jako ostatnie.
Zabrałam swoje zamówienie i udałam się do salonu, żeby usiąść na poprzednim miejscu w narożniku kanapy. Ponownie przewiesiłam nogi przez poręcz, i położyłam jedzenie na kolanach.
Kiedy brałam pierwszy kęs, zabrzęczał mi telefon. Zerknęłam na komórkę i dostrzegłam, że mam wiadomość na czacie grupy.

Parsknęłam śmiechem i w końcu zjadłam zawieszony w powietrzu kęs. Mimo że w pierwszej chwili nie chciałam tego robić, to jednak odpaliłam aplikację. Nadal nie wiedziałam, co napisać. Patrzyłam w ekran i w klawiaturę, bijąc się z myślami. Co wpisałam kilka słów, zaraz je usuwałam. Przecież to nie miało najmniejszego sensu. Co niby mogłabym mu napisać? „Co tam?”
Agh… Przecież to głupie! Nawet bardzo głupie. I nie wnoszące nic do rozmowy. To wyglądałoby tak, jakbym na siłę próbowała utrzymać rozmowę. Jeszcze wyszłabym na jakąś upierdliwą dziewczynę, którą nie ma co z życiem zrobić.
Nie chciałabym na taką wyjść…
Zamiast złościć się na telefon, powinnaś zjeść. — Obok mnie usiadła mama, po czym, zmęczona dniem w pracy, wyciągnęła nogi przed siebie.
Przecież jem — odparłam z przekonaniem, zerkając na prawie nietkniętą porcję. Wypchałam buzię makaronem jak chomik, a spomiędzy moich ust wystawały kawałki makaronu.
Jesteś obrzydliwa — oburzył się Neith, krzywiąc wręcz ostentacyjnie.
Od kogoś się uczyłam — odparowałam, kiedy przełknęłam jedzenie.
Nagle, jakby nad moją głową zabłysnęła żarówka i oświeciła mnie, co mogłabym napisać. Załapałam telefon i zaczęłam wystukiwać na klawiaturze słowa.
Zamknęłam czat i weszłam na wiadomości do Iris, ale tym razem tylko między nami. Nie chciałam, by Kentin wiedział o tym więcej, bo nie dawałby mi spokoju. Już i tak wystarczyło, że Iris mi dogryzała, ale przynajmniej mogłam się tak emocjonować razem z nią.

Schowałam telefon do kieszeni i udałam się do sypialni, po drodze wyrzucając pudełko i zabierając plecak. Odstawiłam go pod biurko i położyłam się na łóżku, żeby chwilę odpocząć. Wyciągnęłam się na kocu, rozciągając plecy.
Słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości, przewróciłam się na brzuch i otworzyłam czat.
Ale on się zachowuje jak nadęty bufon!
Usiadłam po turecku, żeby wygodniej mi się pisało. Już miałam zamiar mu wytknąć to, że jego pewność siebie przypomina już bardziej arogancję i próżność, ale dostrzegłam kolejną wiadomość.
Patrzyłam przez chwilę zdumiona na ekran. Tego się nie spodziewałam. Od kiedy go poznałam zdawał się być pewny siebie, wręcz dumny, kiedy zawzięcie kłócił się ze mną o DC i Marvela. Jeszcze teraz te aroganckie wiadomości. Gdybym go spotkała na żywo i zacząłby tak do mnie mówić, chyba bym go rozniosła. Nie znosiłam takich zarozumiałych ludzi. Ale w tej sytuacji… Zbił mnie z tropu i nie wiedziałam, co napisać.
Odłożyłam telefon na bok i bez entuzjazmu sięgnęłam po książki. Nie miałam najmniejszej ochoty na uczenie się, ale nie pociągała mnie wizja szlabanu na internet. Miałam jeszcze kilka sezonów serialu do skończenia.
* * *
Dziadkowie zgodzili się, byśmy do nich przyjechali wraz z przyjaciółmi. Kiedy tego samego wieczoru zadzwoniliśmy do nich na Skypie i zapytaliśmy o ich zdanie, ucieszyli się, że w końcu ktoś ich odwiedzi i ożywi trochę ich pusty dom.
Dni powoli mijały, koniec kwietnia zmienił się w gorący koniec maja, a my nie mogliśmy się doczekać wakacji. Dziewczyny, głównie Iris, ekscytowały się zbliżającym się końcem roku szkolnego. Ruda bez przerwy trajkotała o tym, że nie wie, co ze sobą zabrać, albo że ma za małą walizkę i się nie zabierze. Vi nie wypowiadała się za dużo na ten temat, ale po jej skrzących się oczach było widać, że nie może się doczekać wyjazdu. Kentin trochę z rezerwą podchodził do wakacji spędzonych na słodkim leniuchowaniu na plaży, jednak został jednogłośnie przegłosowany i nie miał wyboru – musiał się na to zgodzić.
Siedzieliśmy długą przerwę na dziedzińcu przed szkołą, schowani w cieniu rozłożystych klonów, rozkoszując się słoneczną pogodą.
Abstrahując od waszego podniecania się plażą i półnagimi facetami, to w tamtych okolicach są jakieś rozrywki, atrakcje, cokolwiek niezwiązanego z plażą i leżeniem odłogiem? — zapytał Kentin, leżący z zamkniętymi oczami na plecaku służącym za poduszkę.
Zazdrościsz, że to na czyjeś półnagie ciało będziemy patrzeć, a nie na twoje? — zażartowała Iris, za co zarobiła kuksańca w żebra. — Hej! To bolało!
Miało boleć, ruda małpo. Więc jest coś takiego?
Tak jest! — odpowiedziałam z udawaną wyniosłością.
Kilka kilometrów od Elderbrook jest tak zwane miasteczko atrakcji. Każdego letniego sezonu są tam organizowane różne wydarzenia typu wesołe miasteczko, koncerty czy kino pod gołym niebem — odezwał się Neith, podnosząc się do siadu. — A przynajmniej tak było, jak byliśmy dzieciakami — dodał po chwili.
Super. Czyli może być tak, że nic z tego nie będzie.
Gdy rozmawialiśmy ostatnio z dziadkami, mówili, że dalej to organizują — odparłam pomiędzy kęsami czekoladowego ciasteczka pieczonego przez Vivi.
Zabrzęczał mi telefon w kieszeni. Wyciągnęłam się, żeby było mi łatwiej go wyjąć. Odblokowałam ekran i otworzyłam czat na forum.
O czym piszecie? — zainteresowała się Iris i oparła brodę o moje ramię, by móc czytać wiadomości.
Jak to nie? Mam ci przypomnieć ten spam, którym mnie zarzuciłaś, jak tylko w odcinku pokazała się goła klata Sama albo Deana?
Cicho bądź! — Szturchnęłam ją, zasłaniając telefon.
O czym mówicie? —zapytał zaciekawiony Ken. — Dalej męczy tą internetową znajomość swoją wszechwiedzą?
Ja przynajmniej mam z kim rozmawiać i nie muszę gadać do misia — odgryzłam się, pokazując przyjacielowi język.
Ależ ja mam z kim rozmawiać, prawda Vi? — Kentin przyciągnął ogromnym ramieniem drobną osóbkę Violetty. — Ty zawsze lubisz ze mną rozmawiać, prawda?
Um… Tak… — odparła speszona i lekko zarumieniona przyjaciółka.
Nie wiem jak wy, ale ja się będę zbierać do szkoły, bo zaraz mam chemię, a babeczka zapowiedziała, że może pytać, więc… Wolę się chociaż trochę przygotować — Neith podniósł się z ziemi, zarzucając plecak na ramię.
Pozbieraliśmy swoje rzeczy i udaliśmy się wszyscy do szkoły. W momencie kiedy zamknęły się za nami drzwi do budynku, rozbrzmiał pierwszy dzwonek. Przed rozejściem się na zajęcia umówiliśmy się, że po lekcjach wybierzemy się na wycieczkę rowerową po mieście.
Pożegnałam się z przyjaciółmi, poprawiłam torbę na ramieniu i rozpoczęłam przepychanie się między uczniami, żeby dotrzeć do klasy.