sobota, 30 listopada 2019

Lysandrowe fantazje – LEWY SIERP

Apeluję o przerwę! Mój mózg jest przeciążony — wyjęczała Char i przełożyła poduszkę, na której siedziała, pod głowę i rozprostowała zastałe kości.
Jestem na tak — mruknęłam niewyraźnie, opadając na obszerne łóżko przyjaciółki. Przetarłam twarz dłońmi, chcąc pozbyć się nieznośnego pieczenia pod powiekami.
Chcecie coś do picia? Albo jedzenia? — Amber sprawnym ruchem podniosła się z podłogi i przeciągnęła się, z cichym westchnieniem przyjmując chrupanie w kościach.
Królestwo oddam za cokolwiek. — Charlotte wyciągnęła ręce w jej stronę, po czym bezwładnie je opuściła.
Pomogę ci, bo widać mamy tu głodomorów. — Li dołączyła do Ami przy drzwiach.
A później zdziwienie, że czyjaś dupa rośnie — zaśmiała się Ami, puszczając leżącej na podłodze oczko.
Ja nie podjadam po nocach, tak jak ty!
Parsknęłam śmiechem, wpatrując się w biały sufit, na którym było kilka brunatnych plamek po zgniecionych komarach.
Chciałem ciebie zapytać, czy nie miałabyś chęci wystąpić w takich zawodach.”
Cały czas, odkąd po treningu wróciłam do domu i jeszcze później, kiedy siedziałam z przyjaciółkami i pracowałyśmy nad cholernym projektem na historię, nie dawały mi spokoju słowa Dakoty. Zamierzałam odmówić. Przecież nie nadawałam się do czegoś takiego. Trenowanie dla samej siebie, nawalanie w worek, owszem, ale oficjalne zawody? Co z tego, że boks był moją największą pasją, zawody nie były dla mnie. Ale im dłużej myślałam nad jego propozycją, tym bardziej jakby coś rosło mi w piersi i mówiło, że powinnam skorzystać.
No, dalej Mich! Ja wiem i ty wiesz, że chcesz z tego skorzystać. To jest dla ciebie jak jedna szansa na milion…”
Coś cię dręczy, Mich? — Spojrzałam na nieco zmartwioną Charlotte, która podnosiła się z podłogi, po czym usiadła obok mnie.
Wydaje ci się — odparłam wymijająco.
Jesteś dziś wyjątkowo rozkojarzona i małomówna… — Położyła ciepłą dłoń na moim udzie. — Jeśli myślisz, że zbędziesz mnie czymś takim, to się grubo mylisz. Chodzi o Lysandra?
Nie… Po prostu… — I co ja miałam jej powiedzieć? Która opcja byłaby najlepsza? Propozycja Dakoty, rozmowa z Kastielem, czy po prostu zrzucić wszystko na Lysandra? — Jestem ostatnio trochę zmęczona tym wszystkim…
Ponownie przetarłam oczy, starając się jakoś uporządkować „to wszystko”. Nie dość, że i tak nie mogłam sobie poradzić z ignorowaniem Przeklętego Duetu, to jeszcze Kastiel musiał wtrącić swoje. Wciąż nie mogłam go zrozumieć. Po co przyszedł i zaczął opowiadać takie bzdury?
Przyglądała mi się przez chwilę, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie było jej to dane, ponieważ do pokoju wparowała Ami z talerzem pełnym orzechowych ciasteczek i napojem gazowanym, a za nią Li miała porcję kanapek i jeszcze kilka innych słodkich przekąsek.
Dość myślenia, czas zabrać się za jedzenie!
Ami sprawnie zamknęła drzwi stopą, po czym odstawiła jedzenie na biurko, nalała do każdej szklanki napoju i jak prawdziwa gospodyni rozdała po jednej dla każdej z nas.
Przez chwilę milczałyśmy skupione na zaspokojeniu głodu, a kiedy najadłyśmy się i cisza zaczęła się przedłużać, wyciągnęłam się ponownie na łóżku.
Zawsze mnie zastanawiało, po co ludziom podwójne łóżko, skoro są sami… — mruknęłam w eter, czując jak przyjemnie otula mnie ogrom pościeli. — Teraz rozumiem, to jest obłędnie wygodne!
Jeśli śpisz sama, to tak. Gorzej, jak musisz je z kimś dzielić — zaśmiała się Char, sugestywnie szturchając mnie łokciem w bok.
A myślałam, że to przyjemniejsza część przebywania w łóżku — parsknęłam, oddając jej kuksańca.
Jak ci dzisiaj minął szlaban? Lepiej niż w bibliotece? — odezwała się Ami, a gdy na nią spojrzałam, skubała zębami paznokcie i patrzyła na mnie zatroskana.
Chyba tak… — Wzruszyłam ramionami. — Nie skoczyliśmy sobie do gardeł i całkiem sprawnie poszło nam sprzątanie… W pewnym sensie zaliczyłam dziś sukces.
Uuu… Jakie postępy! Czyli co, można się niedługo spodziewać nowej pary w szkole? — Li szturchnęła stopą moją nogę, uśmiechając się ironicznie.
Oddałam szturchnięcie i pokazałam jej język. Wredna małpa, nie mogła się powstrzymać.
Na pewno nie tak szybko, jak Applejack i Ash. Kiedy macie randkę? — Szturchnęłam sugestywnie przyjaciółkę w żebra, na co ta podniosła się oburzona.
Nienawidzę cię...
To ten kapitan drużyny siatkarskiej? Dlaczego nic nie mówiłaś, że się z nim umawiasz? I kiedy macie randkę? — Amber wgramoliła się obok Charlotte i zaczęła ją szturchać w ramię, domagając się szybkiej i szczegółowej odpowiedzi.
Tak, to ten kapitan. Nic nie mówiłam, bo to jeszcze nic pewnego. I nie mamy jeszcze oficjalnej randki — odpowiedziała spokojnie Char i rzuciła mi mordercze spojrzenie.
Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco, unosząc ramiona. Ups...
Ale się spotykacie, tak?
Można tak powiedzieć…
Oj, no… Nie bądź taką sknerą i powiedz w końcu coś konkretnego! — Ami zaczęła ją dźgać palcami między żebra.
Ajć… Wyszukana tortura, szczególnie u kogoś, kto był na to wrażliwy.
Charlotte na początku próbowała udawać, że jej to nie rusza i odpychać ataki przyjaciółki, ale ta nie dawała za wygraną i skutecznie wyszukiwała luki w jej samoobronie.
Zaproponował mi, że po czwartkowym treningu zabierze mnie na kawę. O ile przyjdę popatrzeć. — Dała za wygraną i przewróciła oczami.
Tylko tyle? — jęknęła rozczarowana Amber i zastygła z rękami wyciągniętymi w stronę Char. Opuściła je bezwładnie, a jej usta wykrzywiły się w rozczarowaniu.
Przecież mówiłam, że to nie jest randka.
Ale ci na nim zależy, prawda? — rzuciła Li, by zaraz dodać: — Więc potraktuj to jako randkę. Poza tym widać gołym okiem, że ma na ciebie chrapkę.
O czym ty mówisz?
Jakbyś czasem rozejrzała się na stołówce, a nie tylko grzebała w telefonie, to zauważyłabyś, że nie przestaje się na ciebie gapić. Czasami wygląda, jakby cię rozbierał wzrokiem… — parsknęła, uśmiechając się na swój złośliwy sposób.
Charlotte przewróciła oczami, ale na jej policzkach wykwitł niewielki rumieniec. Przysłuchiwałam się rozmowie dziewczyn, zastanawiając się, jak to jest być obiektem czyichś westchnień. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam… Nie zwracałam dotąd na takie rzeczy uwagi, ale po ostatniej normalnej, jeśli można było to tak nazwać, rozmowie z Lysandrem, zaczęłam zauważać różnice w zachowaniu moim, czy dziewczyn. Nawet teraz, kiedy zaczęły rozmawiać o chłopakach, one chichotały, rumieniły się, a mnie to nie ruszało. Czy naprawdę aż tak odbiegałam od przyjętej normy bycia dziewczyną? Może faktycznie było coś ze mną nie tak?
Nie… To głupie. Nie powinnam tak w ogóle myśleć.
Lysander to dupek i nie powinnam się zadręczać jego czczym gadaniem.
Znowu gdzieś odpłynęłaś. Ziemia do Mich! — Drobna ręka przyjaciółki mignęła mi przed oczami.
Potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się przepraszająco.
Przepraszam. Jest już dość późno, a my nawet nie jesteśmy w połowie…
To może skończymy jutro? Ja postaram się na przerwie coś jeszcze wyszukać, żeby nie marnować czasu po lekcjach, co wy na to? — Charlotte spojrzała na nas.
Niechętnie musiałam przyznać jej rację. Trening, Kastiel… Ugh! Skończyłabyś już z tym, Mich! Kastiel zawsze plótł coś bez sensu, a ja nadal się tym przejmowałam.
Mi to pasuje. Babcia już pisze, gdzie jestem, bo mój kochany braciszek nie może przecież zostać sam, a ona musi iść do domu — sapnęła poirytowana Li i przewróciła oczami. Wystukała szybką odpowiedź na telefonie, schowała go do kieszeni i zabrała ostatnie ciasteczko z talerza. — Poradzicie sobie?
Jasne, idź, jak musisz. — Ami machnęła na nią ręką i zaczęła zbierać puste naczynia.
Widzimy się w szkole! — Pomachała nam i wyszła.
Zza uchylonych drwi słychać było, jak kłóci się z kimś przez telefon. Biedna Li... W takich sytuacjach doceniałam fakt, że byłam jedynaczką.
* * *
Nie pomyliłaś czasem miejsc, Nerdi?
Nie wydaje mi się — mruknęłam, nie przestając związywać sznurówek. Kątem oka spojrzałam się na Rozalię, którą stała obok z założonymi rękoma i nerwowo tupała nogą. — Zawsze się tu przebieram.
Wzruszyłam ramionami i podniosłam się z ławki, by schować bluzę do torby.
To był błąd.
Poczułam silne pchnięcie w plecy i w ostatniej chwili uratowałam się przed upadkiem twarzą na ławkę i uszkodzeniem czegoś. Zacisnęłam pięści, wbijając paznokcie we wnętrze dłoni. Pomylona lalunia...
Czy ty się dobrze czujesz? — warknęłam przez zaciśnięte zęby.
Patrząc na błyszczący uśmieszek Rozalii, ledwo powstrzymywałam się przed wybiciem jej wybielonych zębów. Nie mogłam sobie na to pozwolić, mimo że jej wymalowana buźka aż się prosiła o to, bym dodała jej nieco fioletowego koloru.
Bardzo dobrze, dziękuję, że pytasz — zachichotała i przechodząc obok, szturchnęła mnie w ramieniem.
Jeszcze raz, ty pusta pindo.
Coś jeszcze byś ode mnie chciała, świnko? — zachrumkała nie odrywając wzroku od paznokci.
Tego już za wiele. Zaraz jej…
Chyba za bardzo pofrunęłaś, księżniczko — wtrąciła się Ami, dotykając lekko mojego ramienia.
Subtelne ostrzeżenie, które pomogło mi zapanować nad złością. Kiwnęłam przyjaciółce w podziękowaniu i bez słowa wyszłyśmy na salę, gdzie czekała już wuefistka.
Długo jeszcze będę czekać na was, guzdrały?
Kiedy zorientowała się, że z szatni poza mną i Ami wyszły jeszcze tylko trzy dziewczyny, westchnęła ciężko, masując nasadę nosa, po czym wyszła na korytarz i zagwizdała.
Skrzywiłam się, mimowolnie podkurczając ramiona. Hart była wyjątkowo wkurzona. Niedobrze… Zapowiadały się wycieńczające zajęcia.
Ruchy! Nie mam dla was całego dnia!
Kiedy wszystkie marudzące dziewczyny przyszły na salę i ustawiły się wokół nauczycielki, ta zaczęła mówić.
Dzisiaj rozegracie sobie meczyk siatkówki na ocenę…
Zbiorowy jęk przetoczył się przez nas wszystkie.
Nie chcę słyszeć narzekania. Ostatnio za bardzo wam pobłażałam i eliminacyjny mecz poszedł fatalnie. Macie się wziąć do roboty. A teraz proszę zabrać się za rozgrzewkę.
Zostawiła nas same sobie i udała się na drugi koniec boiska na ławkę. Chcąc nie chcąc, zaczęłyśmy rozgrzewkę. Po kilkunastu minutach zostałyśmy podzielone na grupy. Zdusiłam w sobie jęk niezadowolenia, kiedy Hart wybrała mnie i Rozalię na kapitanów drużyny. Jeszcze tego mi brakowało… Chociaż z drugiej strony miałam świetną okazję, by pokazać Wiedźmie, że nie wygra ze mną tak łatwo.
Uśmiechnęłam się w duchu i zaczęłyśmy mecz.
Pierwszych pięć punktów wleciało na konto drużyny Rozalii, jednak to nie powstrzymywało nas przed robieniem wszystkiego, by nie stracić kolejnych. Widząc piłkę lecącą na koniec naszej części boiska, bez zastanowienia pobiegłam, by ją odebrać. Nie chciałam ryzykować, że nie spadnie na aut. Z całej siły odbiłam piłkę, posyłając ją w stronę Ami, która bezbłędnie przyjęła, a Hayden odbiła na stronę przeciwniczek.
Pewna siebie Rozalia najwidoczniej nie spodziewała się takiego obrotu spraw i rzuciła się w obronie o kilka sekund za późno.
Tak! Punkt dla nas!
Przybiłam piątkę z dziewczynami i przeszłyśmy do kolejnego serwu. Rozpierała mnie radość. Udało się i miałyśmy szansę nadrobić straty.
Po pierwszym małym zwycięstwie wpadały kolejne, aż wyrównałyśmy punktacje. Niestety Wiedźma nie dawała za wygraną i nadrabiała każdy następny, przez co po dwóch setach był remis.
Byłam wykończona, zresztą tak jak reszta, jednak żadna z nas nie miała zamiaru się poddać. Z determinacją bijącą z oczu zaczęłyśmy ostatniego seta.
Serw. Przyjęcie. Podanie i ostry atak.
Perfekcyjny blok. Kolejne przyjęcie.
Coraz bardziej poddenerwowane ciągle wyrównaną punktacją coraz mocniej odbijałyśmy piłkę. Piekły mnie palce i miałam ochotę zacząć obgryzać paznokcie. Nie dam jej wygrać. Po moim trupie.
W końcu udało nam się zdobyć niewielką przewagę. Czternaście do trzynastu dla nas. Jeśli teraz uda się nam zdobyć punkt, wygramy.
Serw Amber. Piłka idealnym łukiem przeleciała nad siatką. Coraz bardziej spięta obserwowałam, jak dziewczyny po przeciwnej stronie przyjmują i podają. Jedna jedyna szansa…
Chloe i Blake, przygotowane na atak, rzuciły się do bloku.
Cichy plask piłki o podłoże.
Gwizdek.
Drużyna Michelle wygrywa mecz!
Nawet nie wiem, w którym momencie przymknęłam oczy. Rozejrzałam się po koleżankach i czując ogromną ulgę, zawołałam szczęśliwa:
TAAK!
Ze wszystkich stron zostałam otoczona przez ramiona, twarze i głosy.
Udało się. Wygrałyśmy!
Gratuluję. To był naprawdę dobry mecz. Jeśli wszystkie będziecie tak grać, macie szansę na wygraną w tym roku. — Trenerka Hart uśmiechnęła się pochwalnie do obu drużyn. — Możecie się przebrać.
Z różnymi nastrojami udałyśmy się z powrotem do szatni.
Super, że udało nam się wygrać, Mich. Jesteś niesamowita! — Rozradowana Chloe szturchnęła mnie w ramię, mijając się ze mną w drzwiach do łazienki.
Przestań, ty też byłaś genialna z tym blokiem na koniec. To była moja zasługa, jak i twoja. — Wyszczerzyłam się do niej i ściągnęłam przepoconą koszulkę.
Jednak mimo satysfakcji z wygranej, miałam nieprzyjemne wrażenie, że triumf był tylko chwilowy i obróci się przeciwko mnie. Chciałam to zignorować, ale gromy ciskane przez Rozalię uporczywie wbijały mi się w plecy.
Udało mi się ją pokonać i to się teraz liczyło.

środa, 30 października 2019

Lysandrowe fantazje – GARDA

Deszcz bębnił w okna i płoszył swą obecnością wychodzących ze szkoły uczniów, którzy robili wszystko, żeby nie zmoknąć w drodze na przystanek lub do swojego samochodu. Dziewczyny zasłaniały się torebkami czy nawet książkami, a chłopcy naciągali kaptury bluz na głowy. Co poniektórzy przygotowali się rano na załamanie pogody i szli pewnie pod parasolami, a ich znajomi próbowali wykorzystać okazję i wcisnąć się obok. Przyglądałam się temu wszystkiemu przez przeszklone drzwi wejściowe szkoły, czekając na pana woźnego. Naprzeciw mnie, oparty o ścianę, stał Lysander z wyjątkowo niepocieszoną miną. Dzisiaj sprawiał wrażenie zamyślonego. Próbował mi dogryźć, ale jego uwagi były zaskakująco mało kąśliwe, jakby jego myśli pochłaniało zupełnie coś innego i nie skupiał się na dokuczaniu mi wystarczająco mocno, co oczywiście nie przeszkadzało Rozalii, ale tego dnia unikałam jej na wszelkie możliwe sposoby i w razie potrzeby starannie ją ignorowałam.
Wpatrzyłam się ponownie w okno, ciesząc się chwilą osobliwego spokoju. Przymknęłam na oczy, wsłuchując się w rytmiczne stukanie kropel deszczu, przypominające wybijanie rytmu na bębnach. Gdzieś w rynnie musiała być dziura, która przepuszczała wodę, a ta, spadając na metalowy parapet, tworzyła dźwięk podobny do uderzania pałeczkami o talerze. Cichy szum wiatru dopełniał całość melodii. Kastiel byłby dumny, że jeszcze tak dobrze udaje mi się odnajdywać rytmikę.
Tu jesteście.
Z głębi korytarza dobiegło szuranie ciężkich wiader i lekkie posapywanie starszego woźnego.
Czekamy tu na pana od dobrych dwudziestu minut — odezwał się Lysander ponurym głosem, odpychając się nogą od ściany i podszedł bliżej mężczyzny.
Wybaczcie, rozmowa z panią Shaller trochę się przeciągnęła. — Uśmiechnął się przepraszająco, na co Lysander zareagował wywróceniem oczami.
Arogancki gnojek!
Pan Flynn zaprowadził nas do pierwszej Sali i wytłumaczył co mamy zrobić, a potem udał się do klasy naprzeciw z takim samym sprzętem, który zostawił nam. Bez słowa zaczęliśmy zamiatać podłogę, wycierać kurze i czyścić ławki z durnowatych napisów. Lysander milczał przez cały czas, nawet nie patrząc w moją stronę, niezwykle skupiony na swojej pracy. Coś wyraźnie go musiało dręczyć.
W pierwszym odruchu chciałam go o to zapytać, ale zganiłam się w myślach. Powinnam się cieszyć, że dziś mi odpuścił. Nie powinnam się wtrącać w nie swoje sprawy i prosić o zaczepkę.
Zacisnęłam dłonie na kiju od mopa i przesunęłam nogą wiadro do kolejnej klasy. Wyczyściłam ławki, położyłam na nie krzesła i zaczęłam zamiatać. Przystanęłam w połowie, dopiero zauważając, że nie ma Lysandra.
Już mu się odechciało sprzątać i znów zaszył się gdzieś, żeby nic nie robić?
Miałam zamiar zgłosić to woźnemu, ale kiedy usłyszałam, że chłopak rozmawia z kimś na korytarzu, zatrzymałam się przy drzwiach. Nie powinnam podsłuchiwać, ale…
Zostań z nią jeszcze trochę. Jak za pół godziny skończę, to przyjadę. Wiem… Nic na to nie poradzę. Nie chcę się kłócić z tą starą prukwą… Okej, jakby coś się zmieniło, daj znać. Na razie.
Byłam tak zasłuchana w tę rozmowę, że nie zorientowałam się, kiedy Lysander znalazł się pod drzwiami do klasy i przyłapał mnie przy nich. Zmierzył mnie z góry na dół i skrzywił się.
Widzę, że rodzice nie tylko nie nauczyli cię różnic pomiędzy mężczyzną a kobietą, ale również kultury i podstaw życia w społeczeństwie — warknął i szybko zabrał się za mycie podłogi. — Zamiast podsłuchiwać innych, lepiej by było, gdybyś zabrała się do roboty. Nie mam zamiaru przez ciebie tracić czasu.
Nie odzywając się więcej, skończył sprzątać salę i udał się do kolejnej.
Przez moment stałam bezczynnie. Zawstydzona zacisnęłam drżące dłonie na kiju i oddychając miarowo, próbowałam zapanować nad rumieńcem zajmującym już całą twarz. Co mnie podkusiło, żeby podsłuchiwać? Przecież i tak nie dowiedziałam się niczego konkretnego. Dlaczego właściwie chciałam coś o nim wiedzieć? Ach… Głupia, głupia Mich…
Mimo zażenowania, jakie czułam, musiałam pójść za chłopakiem i pomóc mu w sprzątaniu. Również nie miałam zamiaru marnować dnia na siedzenie w szkole po lekcjach.
Czterdzieści minut później, kiedy opuściliśmy ostatnią czystą klasę, odetchnęłam z ulgą. Nareszcie wolna! Pożegnałam się z woźnym, zabrałam swoje rzeczy i wręcz wybiegłam ze szkoły.
Nie przejmowałam się deszczem, wolałam taką pogodę od upału. Rozłożyłam niewielki parasol i zadowolona z chłodnego powietrza ruszyłam do domu. Gdy już byłam na miejscu, w biegu do swojego pokoju przywitałam się z rodzicami. W sypialni zostawiłam plecak, zabrałam torbę treningową i słuchawki i popędziłam z powrotem do drzwi.
Dokąd się wybierasz? — zapytała mama, kiedy w pośpiechu próbowałam rozplątać cieniutkie kabelki.
Do Dake’a. Dziś wypada dzień treningu z nim — wyjaśniłam i z okrzykiem triumfu podłączyłam słuchawki do telefonu.
Tak bez obiadu?
Zjem, jak wrócę. Nie chcę się spóźnić.
Chociaż weź coś na drogę… — poprosiła zmartwiona mama i przyniosła mi cynamonową bułkę i jabłko.
Ubrałam przeciwdeszczówkę, schowałam zapakowane pieczywo i owoc do torby, którą przełożyłam przez ramię, założyłam słuchawki i otworzyłam drzwi.
Lecę! — pożegnałam się, posłałam mamie buziaka i wybiegłam z domu, naciągając kaptur na głowę.
Całą dwu i pół kilometrową trasę przebyłam lekkim truchtem. Nieco zdyszana weszłam do niezbyt wysokiego, szaroburego budynku. Kiedy zamknęły się za mną drzwi, zdjęłam słuchawki i ściągnęłam kurtkę. Idąc ciemnym korytarzem, wsłuchiwałam się w pokrzykiwania przyjaciela. Ten łajza nigdy nie miał litości dla swoich podopiecznych, pomyślałam rozbawiona. Trochę im współczułam, bo doskonale wiedziałam, co znaczy trenować pod okiem Dakoty.
Przymrużyłam oczy, gdy oślepiły mnie jaskrawe, oświetlające obszerną salę jarzeniówki.
Wyżej garda! Pamiętaj o kroku!
Dake opierał się o liny okalające ring, na którym walczyło dwóch chłopaków znanych mi z widzenia.
Gubisz rytm, Sam! Nie przedrzesz się przez eliminacje, jeśli nie będziesz pamiętać o rytmie.
Odłożyłam torbę na ławkę, założyłam ręce na piersi i podeszłam bliżej, przyglądając się przyjacielowi. Dakota chyba wyczuł, że mu się przyglądam i odwrócił się do mnie. Z jego twarzy zniknął wyraz skupienia i ustąpił szerokiemu uśmiechowi.
Patrzcie państwo, kogo tu do mnie przywiało! — Rozłożył ręce i podszedł kilka kroków bliżej. — Możecie sobie zrobić przerwę — zwrócił się do chłopaków na ringu.
Czy ty zawsze musisz odstawiać tę szopkę? — Przewróciłam oczami zrezygnowana, uśmiechając się jednak lekko. — Trenuję z tobą co tydzień od prawie dziesięciu lat. Kiedy w końcu do ciebie dotrze, że to jest nudne, Blondyneczko?
Mnie nie oszukasz, Michie. Doskonale wiem, że ci się to podoba i nie przeżyłabyś, gdybym choć raz odpuścił sobie to powitanie.
Tak, tak. Wmawiaj sobie. Rozgrzejesz się ze mną? — zaproponowałam wesoło przyjacielowi i popatrzyłam mu w oczy błagalnym wzrokiem.
To propozycja? Tylko wiesz… Musielibyśmy znaleźć jakiegoś przystojniaka... — Uśmiechnął się, ruszając sugestywnie brwiami i objął mnie ramieniem w pasie.
Jesteś okropny… — jęknęłam z niesmakiem, odsuwając dłonią jego twarz od mojej.
I tak mnie kochasz, Michie. Z wielką chęcią bym ci pomógł, ale mam tu chłopaków do lokalnych zawodów i sama rozumiesz… — Cmoknął mnie w policzek i puścił, by wrócić do obowiązków trenera.
Machnęłam mu ręką od niechcenia, kierując się ku wolnej, nieco oddalonej części sali, gdzie mogłam zacząć rozgrzewkę. Założyłam słuchawki, żeby odciąć się od krzyków Blondyneczki, i zaczęłam się rozciągać. Kilka skłonów, tak by dotknąć podłogi całymi dłońmi, potem coraz głębiej, aż swobodnie mogłam dotknąć głową kolan. Następnie zaczęłam rozciągać tułów; obracałam się to tyłu i dłońmi dotykałam ściany.
Kiedy rozciągnęłam i rozgrzałam wszystkie mięśnie, wyciągnęłam z torby bandaże i, owijając dokładnie dłonie, podeszłam do mojego ulubionego worka. Dzisiaj nie miałam zamiaru odpuszczać. Chciałam znów poczuć piekący ból w mięśniach, palenie w płucach, ciepły pot spływający po ciele. Potrzebowałam dać sobie wycisk.
Prawa dłoń przy worku. Jego chłodne obicie cudownie pieściło mi skórę. Lewa uderzyła pierwsza odpychając go do tyłu. Zabujał się lekko na łańcuchu. Poprawiłam ustawienie nóg, uginając je lekko w kolanach, a następnie przypuściłam całą serię uderzeń.
Na zmianę prawa, lewa, prawa, lewa…
Coraz mocniej i mocniej.
Zrobiłam krok do przodu i kolejna seria uderzeń.
Bicie serca przyspieszało z każdym uderzeniem. Całe moje ciało pulsowało przyjemnym bólem. I ta nieokiełznana satysfakcja, kiedy pięść spotykała się z twardą skórą, kiedy kolejny sierpowy odrzucał dalej worek.
Lewa, lewa, lewa.
Spokojny oddech zmieniał się w coraz bardziej przyspieszony, a kolejne hausty powietrza coraz łapczywiej wciągane.
Zmiana piosenki i zmiana ręki.
Prawa, prawa, prawa…
Przestałam dopiero wtedy, gdy ból w dłoniach sprawił, że moje ciosy stawały się coraz słabsze i mniej dokładne. Otarłam przedramieniem pot z czoła i rozejrzałam się dookoła.
Na widok Kastiela trzymającego mój worek cofnęłam się o krok, łapiąc się za serce. Odetchnęłam głęboko i pochyliłam się, opierając dłonie o kolana.
Wystraszyłeś mnie! — burknęłam z wyrzutem, patrząc na niego.
Wybacz. Nie chciałem — odparł skruszony, puszczając worek. — Można wiedzieć, kogo tak zawzięcie katowałaś?
Co? — Zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiejąc.
Waliłaś tak mocno w worek, że nawet reszta chłopaków się zatrzymała, żeby popatrzeć.
Nie przesadzaj — parsknęłam, przewracając oczami.
Sięgnęłam po ręcznik, wytarłam twarz i mokry kark. Po raz kolejny przymykając oczy wzięłam głęboki oddech. Za bardzo się zapędziłam i musiałam się uspokoić.
Co się stało, że pojawiłeś się u Dakoty?
Odwróciłam się do Kasa przodem, pilnując się, by nie wypić całej butelki wody naraz. Wzruszył ramionami i schował ręce w kieszenie szarych dresów. Kastiel i dres… Cóż za niecodzienny widok.
Co jakiś czas przychodzę poćwiczyć. Wiesz… Trzeba dbać o swoją kondycję. — Uśmiechnął się półgębkiem i zamachał pięściami w moją stronę.
Pokręciłam głową, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem. Odłożyłam butelkę i ręcznik na ławkę i znów podeszłam do worka. Wyładowawszy złość, chciałam popracować nad celnością ciosów. Kas bez zastanowienia stanął za nim i zaparł się nogami.
Poza tym stęskniłem się za starą przyjaciółką.
Spojrzałam na niego z politowaniem, nie przestając uderzać w worek. Co on za głupoty gadał. Sam przestał się do mnie odzywać, a teraz próbował wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia? Śmieszne.
Demonowi też brakuje spacerów z tobą.
Przypomnij sobie, dlaczego przestałam do ciebie przychodzić — mruknęłam beznamiętnie, mimo że zaczynałam się irytować. Co chciał zyskać? Myślał, że zapomnę o sprawie i znów będzie jak kiedyś? — Znalazłeś sobie nowych znajomych i ja nie byłam ci już potrzebna. Wolałam się odsunąć zawczasu niż narazić się na niepotrzebne komentarze.
Które, swoją drogą, i tak się pojawiły.
Czyżbyś była zazdrosna?
Próbował zażartować, co dało zupełnie odwrotny skutek. Och… Tak bardzo kusiło mnie, żeby ręka smyknęła mi się po worku i trafiła w ten rudy łeb. Przeszłoby? Pomyłki nigdy mi się nie zdarzają. Chociaż, Kas mógłby się na to nabrać… Nie, ja nie pudłuję.
Skup się, Mich…
Zacisnęłam zęby, ale nie mogłam powstrzymać słów, płynących z ust, nad którymi przejęła kontrolę złość.
O nich, naprawdę? — żachnęłam się, gubiąc rytm oddechu. Zatrzymałam się na chwilę, opuszczając ręce. — Skoro wolisz zadawać się z bandą aroganckich gburów, to twoja sprawa i nic mi do tego. — Wzruszyłam ramionami, wyprowadzając jeszcze kilka słabych ciosów.
Uch… Nawet trening mi psuł…
Tracąc cały zapał do okładania worka, opadłam na ławkę. Z trudem przełknęłam ślinę przez ściśnięte gardło. Zasłoniłam twarz dłońmi, żeby się opanować i ukryć cisnące się do oczu łzy. Nienawidziłam go z całego serca. Nienawidziłam go tak bardzo, że zamiast czuć popychającą do działania złość, miałam ochotę jedynie wyć.
Kastiel usiadł obok mnie i zaczerpnął powietrza, jakby chciał coś powiedzieć, ale jedyne co usłyszałam to ciche westchnienie.
Zbyt pochopnie wyciągasz wnioski, Mich… — mruknął w końcu, jakby sam był zmęczony tym wszystkim. — Nie sądziłem, że nie znając całej sytuacji, będziesz ich powierzchownie oceniać.
Że co proszę? — Podniosłam wzrok na Kastiela, nie wierząc w to, co usłyszałam. Byłam tak oszołomiona, że nie wiedziałam, co powiedzieć. — Ja ich powierzchownie oceniłam? Kastiel, otwórz oczy! To twoja durna przyjaciółeczka pierwsza zaczęła tę farsę. Naprawdę jesteś tak głupi, że tego nie dostrzegasz? To oni nie dają mi spokoju, odkąd zaczęliśmy chodzić do liceum. Zachowują się gorzej niż przedszkolaki, a ja się nawet słowem do nich nie odezwałam!
To przez ciebie macie teraz szlaban…
Przeze mnie? — prychnęłam rozjuszona. — Trzymajcie mnie, bo go zaraz uduszę… To wszystko jest wina Rozalii i Lysa! Gdyby mnie nie zaczepiali, nigdy by do tego nie doszło. To on ma jakieś wybujałe ego i musi się dowartościować takim dziecinnym zachowaniem.
Po prostu nie wszystko jest takie na jakie wygląda… Przemyśl to…
Dopiero kiedy Kastiel podniósł się z ławeczki, dostrzegłam, że sama stałam i machałam rękoma wściekła jak osa. Uśmiechnął się do mnie smutno i wyszedł z sali.
Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda… Phi. Też mi coś. Ja kogoś oceniałam powierzchownie? Powinien lepiej spojrzeć na swoich przyjaciół i zastanowić się, kto kogo ocenia po okładce. Kretyn. Jak ja mogłam się z nim przyjaźnić?
Coś się stało, Michie? — Dakota podszedł do mnie i delikatnie dotknął mojego ramienia.
Wszystko w jak najlepszym porządku. — Uśmiechnęłam się wymuszenie, podeszłam z powrotem do torby i zaczęłam się pakować. — W jak najlepszym porządku…
Chcesz mi o tym opowiedzieć?
Szkoda strzępić języka, Dake… Ale dziękuję za troskę. — Tym razem uniosłam kąciki ust w nieco czulszym geście.
A więc dobrze… To teraz pozwól, że zajmę cię przyjemniejszymi myślami, zanim mi uciekniesz.
Złapał mnie za ramiona i posadził na ławce. Przyglądałam mu się spod zmarszczonych brwi. Co on kombinował?
Na koniec listopada organizowane są niewielkie lokalne zawody bokserskie, również damskie. Dostałem propozycję wystawienia dwóch zawodników z dowolnego przedziału wiekowego i wagowego. Sam, ten którego widziałaś na ringu, zgodził się bez zastanowienia — powiedział względnie spokojnym głosem, a w jego oczach tańczyły iskierki ekscytacji. — Chciałem ciebie zapytać, czy nie miałabyś chęci wystąpić na takich zawodach.
Ale… Ja się nie nadaję — burknęłam jedynie, całkowicie zbita z tropu. Dlaczego ja miałabym startować w zawodach? Przecież Dake miał sporo podopiecznych i na pewno znalazłby kogoś dużo lepszego ode mnie.
Nie odpowiadaj mi od razu. — Pomachał rękoma między nami, jakby próbował przegonić moją odmowę. — Przemyśl to na spokojnie w domu i dasz mi znać. Do końca września mamy czas na zgłoszenia, także nie musisz się spieszyć.
Machnął do mnie czule, po czym udał się, żeby zrobić obchód i ewentualnie pomóc ćwiczącym.
A ja zamiast pakować się i iść do domu siedziałam, beznamiętnie wpatrując się w przestrzeń i zastanawiałam nad słowami i jednego, i drugiego przyjaciela.

poniedziałek, 7 października 2019

Miłość Online – część II

Kiedy po lekcjach wraz z bratem wjechaliśmy na podjazd pod domem, zaraz za nami wjechali rodzice. Zdziwiona wyszłam z samochodu i podeszłam do Chevroleta rodziców.
Nie mieliście być dzisiaj później? — zapytałam mamy, otwierając jej drzwi.
Mieliśmy, ale udało nam się szybciej poukładać dokumentację i napisać raporty — westchnęła ciężko, zabierając teczkę z laptopem z tylnego siedzenia. — Jestem wykończona po dzisiejszym dniu i nie mam najmniejszej ochoty gotować. Może coś zamówimy?
Jestem jak najbardziej za — przytaknął tata, przeczesując swoje ciemne, krótko ostrzyżone włosy.
Tak! Ja też! — zawołał rozradowany Neith, wchodząc do domu. — Pizzę!
Żadnej pizzy! — zaprotestowałam. — Za rzadko masz w szkole, że jeszcze na obiad chcesz? Ja wolę chińszczyznę.
Boże… A ta znowu zaczyna… Jeszcze trochę, a sama zmienisz się w Chinkę. Chińskie bajki, chińskie książki, chińskie żarcie…
Ile razy mam ci tłumaczyć, że to nie są chińskie bajki?!
Przestańcie się kłócić — zwrócił nam uwagę tata. — Przecież można dla każdego zamówić coś innego.
Weszliśmy do domu, dyskutując o zamówieniach, które mama miała złożyć w jedynej jadłodajni, gdzie serwowano dania niemal z każdego zakątka świata, a ich smak nie przypominał mdłej brei. Neith upierał się przy pizzy, więc mama nie miała zbytniego wyboru i skapitulowała. Ja z uśmiechem poprosiłam o ulubiony makaron z wołowiną i duszonymi warzywami, natomiast dla siebie i taty mama wybrała tradycję, czyli spaghetti.
Usiadłam w salonie na narożniku, przewieszając nogi przez poręcz kanapy, i odblokowałam telefon. Miałam kilkanaście nieodczytanych wiadomości na grupowym czacie z przyjaciółmi. Kentin z Iris kłócili się zawzięcie o to, co pierwsze będziemy robić, jak już znajdziemy się u dziadków.
Czytałam ich wiadomości i ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
Odłożyłam telefon na nogę i wpatrzyłam się w telewizor, jednak jakbym nie rejestrowała tego, co działo się na ekranie. Miałam wrażenie, jakby moje myśli gdzieś umykały, zostawiając pustkę w głowie. Im bardziej się skupiałam nad tym, o czym były owe myśli, tym bardziej mi to umykało. Sapnęłam zniecierpliwiona i odwróciłam wzrok w stronę okna i tego, co było za nim, aczkolwiek i to nie pomogło. Odblokowałam ponownie telefon, mając nadzieję, że tam znajdę odpowiedź na nurtujące mnie pytanie, ale bez rezultatu. Zgasiłam ekran, czując narastającą irytację. Co jest, do cholery, nie tak?
Brzęczenie przychodzącej wiadomości oderwało mnie od tępego wpatrywania się w przestrzeń.
Odruchowo otworzyłam aplikację forum, a kiedy nie znalazłam tam nic nowego, poczułam lekkie ukucie zawodu. Odrzuciłam telefon na bok i z trudem podniosłam się z kanapy.
Co się stało, kochanie? — zapytała mama, kiedy zaczęłam się smętnie kręcić po kuchni.
Nic… — mruknęłam, kręcąc głową, jakbym chciała sama siebie przekonać, że wszystko jest w porządku.
Przecież widzę, że coś jest nie tak. Coś ze szkołą? — pokręciłam głową, nalewając do szklanki zimnego soku pomarańczowego. — To może coś z dziewczynami?
Nie… Naprawdę wszystko w porządku… — Uśmiechnęłam się lekko do niej, co odwzajemniła. — Tak sobie rozmawiałam dzisiaj z Neithem… — Podniosłam trochę głos przy imieniu brata, żeby zwrócić jego uwagę. — O tegorocznych wakacjach…
Popatrzyłam znacząco na brata, ale ten sprawiał wrażenie, jakby nie do końca rozumiał, o co mi chodzi. Sapnęłam zniecierpliwiona i podeszłam do fotela, na którym siedział, pisząc coś w telefonie. Oparłam łokcie o zagłówek i pstryknęłam go w ucho.
Odczep się! — burknął, masując obolałe miejsce.
Mówię mamie o naszym pomyśle na wakacje w tym roku.
No i? Przecież to był twój pomysł, więc śmiało możesz mówić beze mnie. — Wzruszył ramionami, ponownie skupiając się na telefonie.
Co znowu kombinujecie? — Do rozmowy włączył się tata, który zszedł z piętra.
Czy zawsze, jak mamy jakiś pomysł, to musimy kombinować? — zapytałam, a znaczący wzrok taty wystarczył mi za odpowiedź. — Hej! Nie prawda! Wcale tak nie jest.
Więc co wymyśliliście z tymi wakacjami?
Chcielibyśmy pojechać do dziadków nad ocean. O ile się na to zgodzą — dodałam, widząc sceptyczną wymianę spojrzeń między rodzicami.
Najpierw trzeba byłoby z nimi porozmawiać i zapytać ich o zdanie — odpowiedziała dyplomatycznie mama.
Niedługo później rozbrzmiał dzwonek do domu. Poderwałam się z kanapy i poszłam otworzyć drzwi. W progu stał młody chłopak ubrany w firmową koszulkę z logo restauracji, trzymając reklamówki z naszym zamówieniem.
Mamo! — zawołałam, odbierając jedzenie. — Jedzenie przyjechało!
Mama rozliczała się z dostawcą, a ja zaniosłam przepysznie pachnące jedzenie do kuchni. Na bok odłożyłam płaskie pudełko z pizzą brata i zaczęłam zaglądać do styropianowych opakowań w poszukiwaniu swojego makaronu. Oczywiście pudełko z moim jedzeniem było na samym spodzie, jako ostatnie.
Zabrałam swoje zamówienie i udałam się do salonu, żeby usiąść na poprzednim miejscu w narożniku kanapy. Ponownie przewiesiłam nogi przez poręcz, i położyłam jedzenie na kolanach.
Kiedy brałam pierwszy kęs, zabrzęczał mi telefon. Zerknęłam na komórkę i dostrzegłam, że mam wiadomość na czacie grupy.

Parsknęłam śmiechem i w końcu zjadłam zawieszony w powietrzu kęs. Mimo że w pierwszej chwili nie chciałam tego robić, to jednak odpaliłam aplikację. Nadal nie wiedziałam, co napisać. Patrzyłam w ekran i w klawiaturę, bijąc się z myślami. Co wpisałam kilka słów, zaraz je usuwałam. Przecież to nie miało najmniejszego sensu. Co niby mogłabym mu napisać? „Co tam?”
Agh… Przecież to głupie! Nawet bardzo głupie. I nie wnoszące nic do rozmowy. To wyglądałoby tak, jakbym na siłę próbowała utrzymać rozmowę. Jeszcze wyszłabym na jakąś upierdliwą dziewczynę, którą nie ma co z życiem zrobić.
Nie chciałabym na taką wyjść…
Zamiast złościć się na telefon, powinnaś zjeść. — Obok mnie usiadła mama, po czym, zmęczona dniem w pracy, wyciągnęła nogi przed siebie.
Przecież jem — odparłam z przekonaniem, zerkając na prawie nietkniętą porcję. Wypchałam buzię makaronem jak chomik, a spomiędzy moich ust wystawały kawałki makaronu.
Jesteś obrzydliwa — oburzył się Neith, krzywiąc wręcz ostentacyjnie.
Od kogoś się uczyłam — odparowałam, kiedy przełknęłam jedzenie.
Nagle, jakby nad moją głową zabłysnęła żarówka i oświeciła mnie, co mogłabym napisać. Załapałam telefon i zaczęłam wystukiwać na klawiaturze słowa.
Zamknęłam czat i weszłam na wiadomości do Iris, ale tym razem tylko między nami. Nie chciałam, by Kentin wiedział o tym więcej, bo nie dawałby mi spokoju. Już i tak wystarczyło, że Iris mi dogryzała, ale przynajmniej mogłam się tak emocjonować razem z nią.

Schowałam telefon do kieszeni i udałam się do sypialni, po drodze wyrzucając pudełko i zabierając plecak. Odstawiłam go pod biurko i położyłam się na łóżku, żeby chwilę odpocząć. Wyciągnęłam się na kocu, rozciągając plecy.
Słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości, przewróciłam się na brzuch i otworzyłam czat.
Ale on się zachowuje jak nadęty bufon!
Usiadłam po turecku, żeby wygodniej mi się pisało. Już miałam zamiar mu wytknąć to, że jego pewność siebie przypomina już bardziej arogancję i próżność, ale dostrzegłam kolejną wiadomość.
Patrzyłam przez chwilę zdumiona na ekran. Tego się nie spodziewałam. Od kiedy go poznałam zdawał się być pewny siebie, wręcz dumny, kiedy zawzięcie kłócił się ze mną o DC i Marvela. Jeszcze teraz te aroganckie wiadomości. Gdybym go spotkała na żywo i zacząłby tak do mnie mówić, chyba bym go rozniosła. Nie znosiłam takich zarozumiałych ludzi. Ale w tej sytuacji… Zbił mnie z tropu i nie wiedziałam, co napisać.
Odłożyłam telefon na bok i bez entuzjazmu sięgnęłam po książki. Nie miałam najmniejszej ochoty na uczenie się, ale nie pociągała mnie wizja szlabanu na internet. Miałam jeszcze kilka sezonów serialu do skończenia.
* * *
Dziadkowie zgodzili się, byśmy do nich przyjechali wraz z przyjaciółmi. Kiedy tego samego wieczoru zadzwoniliśmy do nich na Skypie i zapytaliśmy o ich zdanie, ucieszyli się, że w końcu ktoś ich odwiedzi i ożywi trochę ich pusty dom.
Dni powoli mijały, koniec kwietnia zmienił się w gorący koniec maja, a my nie mogliśmy się doczekać wakacji. Dziewczyny, głównie Iris, ekscytowały się zbliżającym się końcem roku szkolnego. Ruda bez przerwy trajkotała o tym, że nie wie, co ze sobą zabrać, albo że ma za małą walizkę i się nie zabierze. Vi nie wypowiadała się za dużo na ten temat, ale po jej skrzących się oczach było widać, że nie może się doczekać wyjazdu. Kentin trochę z rezerwą podchodził do wakacji spędzonych na słodkim leniuchowaniu na plaży, jednak został jednogłośnie przegłosowany i nie miał wyboru – musiał się na to zgodzić.
Siedzieliśmy długą przerwę na dziedzińcu przed szkołą, schowani w cieniu rozłożystych klonów, rozkoszując się słoneczną pogodą.
Abstrahując od waszego podniecania się plażą i półnagimi facetami, to w tamtych okolicach są jakieś rozrywki, atrakcje, cokolwiek niezwiązanego z plażą i leżeniem odłogiem? — zapytał Kentin, leżący z zamkniętymi oczami na plecaku służącym za poduszkę.
Zazdrościsz, że to na czyjeś półnagie ciało będziemy patrzeć, a nie na twoje? — zażartowała Iris, za co zarobiła kuksańca w żebra. — Hej! To bolało!
Miało boleć, ruda małpo. Więc jest coś takiego?
Tak jest! — odpowiedziałam z udawaną wyniosłością.
Kilka kilometrów od Elderbrook jest tak zwane miasteczko atrakcji. Każdego letniego sezonu są tam organizowane różne wydarzenia typu wesołe miasteczko, koncerty czy kino pod gołym niebem — odezwał się Neith, podnosząc się do siadu. — A przynajmniej tak było, jak byliśmy dzieciakami — dodał po chwili.
Super. Czyli może być tak, że nic z tego nie będzie.
Gdy rozmawialiśmy ostatnio z dziadkami, mówili, że dalej to organizują — odparłam pomiędzy kęsami czekoladowego ciasteczka pieczonego przez Vivi.
Zabrzęczał mi telefon w kieszeni. Wyciągnęłam się, żeby było mi łatwiej go wyjąć. Odblokowałam ekran i otworzyłam czat na forum.
O czym piszecie? — zainteresowała się Iris i oparła brodę o moje ramię, by móc czytać wiadomości.
Jak to nie? Mam ci przypomnieć ten spam, którym mnie zarzuciłaś, jak tylko w odcinku pokazała się goła klata Sama albo Deana?
Cicho bądź! — Szturchnęłam ją, zasłaniając telefon.
O czym mówicie? —zapytał zaciekawiony Ken. — Dalej męczy tą internetową znajomość swoją wszechwiedzą?
Ja przynajmniej mam z kim rozmawiać i nie muszę gadać do misia — odgryzłam się, pokazując przyjacielowi język.
Ależ ja mam z kim rozmawiać, prawda Vi? — Kentin przyciągnął ogromnym ramieniem drobną osóbkę Violetty. — Ty zawsze lubisz ze mną rozmawiać, prawda?
Um… Tak… — odparła speszona i lekko zarumieniona przyjaciółka.
Nie wiem jak wy, ale ja się będę zbierać do szkoły, bo zaraz mam chemię, a babeczka zapowiedziała, że może pytać, więc… Wolę się chociaż trochę przygotować — Neith podniósł się z ziemi, zarzucając plecak na ramię.
Pozbieraliśmy swoje rzeczy i udaliśmy się wszyscy do szkoły. W momencie kiedy zamknęły się za nami drzwi do budynku, rozbrzmiał pierwszy dzwonek. Przed rozejściem się na zajęcia umówiliśmy się, że po lekcjach wybierzemy się na wycieczkę rowerową po mieście.
Pożegnałam się z przyjaciółmi, poprawiłam torbę na ramieniu i rozpoczęłam przepychanie się między uczniami, żeby dotrzeć do klasy.
Theme by MIA