Menu

środa, 12 maja 2021

Lysandrowe fantazje – PRAWIDŁOWY ODDECH

Na zegarku dochodziła dziewiętnasta. Dakota miał rację, mówiąc że jest późno.

Spojrzałam w pociemniałe niebo, zakładając słuchawki i naciągnęłam kaptur na głowę. Musiałam jak najszybciej wrócić do domu. Miałam mnóstwo rzeczy do nadrobienia, a widmo jutrzejszej klasówki skutecznie psuło mi humor. Gdybym nie miała ze sobą torby, skusiłabym się na bieg, a tak... musi mi wystarczyć tylko szybki spacer.

Wybierając piosenkę, wtuliłam się w kołnierz bluzy. Uch… Zimno. Czułam w powietrzu zbliżającą się jesień. Nawet na ulicach było coraz mniej ludzi.

Rozejrzałam się po okolicy, szybko odwracając wzrok od mniej oświetlonych miejsc. Kątem oka dostrzegłam wysoki cień w jednej z ciemnych uliczek. Wzdrygnęłam się mimowolnie, czując ciarki na plecach.

Opanuj się, Mich. Tam nikogo nie ma. Nikt na ciebie nie wyskoczy, to tylko twoja nakarmiona horrorami wyobraźnia.

Kurczę, mogłam przystać na propozycję Blondyneczki i zabrać się z nim. Cierp teraz za swoją głupotę.

Ledwo włączyłam muzykę i zrobiłam kilka kroków, zatrzymałam się. Miałam nieprzyjemne wrażenie, że ktoś za mną idzie… W pierwszej chwili chciałam się odwrócić, ale ostatecznie powstrzymałam się. Dopóki napastnik nie wie, że o nim wiesz, masz nad nim przewagę. Tak przynajmniej mi się wydawało. Wyciszyłam muzykę w słuchawkach i próbowałam się skupić, żeby coś usłyszeć, ale było to bezskuteczne, więc dyskretnie wyciągnęłam słuchawkę i wsłuchałam się w dźwięk otoczenia.

Usłyszałam ciche kroki. Cholera, czyli jednak ktoś za mną idzie. Co teraz zrobić? Przecież nie cofnę się do klubu, bo będę musiała się odwrócić, a jeśli ten ktoś chce mi zrobić krzywdę, to tylko mu się podłożę. Do kroków dołączyło powarkiwanie psa. Brzmiało zupełnie jak warczenie ogara piekielnego. Cholera! Dlaczego ja się w ogóle dałam namówić dziewczynom na ten zwariowany serial?

To niedorzeczne. Ktoś po prostu spaceruje z psem. Uspokój się, przecież nie masz powodu do paniki. A nawet jeśli, to masz szybkie nogi.

Nie. Nie ma żadnego „jeśli” i nikt ani nic mnie nie goni.

Przygryzłam wargę, w dalszym ciągu stercząc nieruchomo jak idiotka. Rusz się, Mich! Zrobiłam pierwszy, niepewny krok, ale słysząc podążające za mną kroki, nie mogłam się powstrzymać i przyspieszyłam. Co ja wyprawiam? Opanuj się!

Dalej, Demon!

Czyli jednak ogar piekielny.

Co? Co ja sobie roję?

Wzięłam głęboki, mający złagodzić mój strach oddech, ale słysząc tuż przy sobie szczeknięcie, ledwo zdusiłam w sobie pisk.

Chciałam się odwrócić, ale nie zdążyłam, bo coś wielkiego i ciężkiego podcięło mi nogi tak mocno, że wylądowałam na tyłku.

Auć… — jęknęłam i próbowałam się podnieść, ale owe wielkie cielsko na mnie naskoczyło i zaczęło mnie oblizywać. — Fuj! Przestań!

Próbowałam się jakoś zasłonić, ale nic nie dawało rady.

Demon, zostaw!

Jak na rozkaz wielkie, dziwnie znajome zwierzę odsunęło się ode mnie i mogłam zobaczyć swojego napastnika. Wielki, ciemny pysk, postawione uszy i rozmerdany ogon.

No tak, przecież Demon to pies Kastiela. Palnęłam sobie mentalnie w czoło. Głupia Mich. Nie dam się więcej namówić na żaden horror. Nigdy więcej.

Musiałeś go na mnie napuścić? — burknęłam, patrząc na Kasa spod byka.

Trzeba było nie uciekać, Kruszynko — zaśmiał się i wyciągnął do mnie dłoń.

Przyjęłam pomoc niechętnie. Najpierw szczuje, a potem wielce pomaga. Phie. Łaski bez.

Otrzepałam się z kurzu i ściągnęłam słuchawki. No to sobie posłuchałam… Ale przynajmniej mam towarzystwo. Chcąc nie chcąc, mając przy sobie Kastiela i Demona czułam się nieco bardziej bezpiecznie. Szczególnie po tym, jak mnie nastraszył.

Nie mów do mnie tak — warknęłam przez zaciśnięte zęby, na co bezczelnie się zaśmiał. Jak śmiesz?!

Ale jak? W sensie, że „Kruszynko”?

W sumie możesz się nawet w ogóle do mnie nie odzywać. — Wzruszyłam ramionami. — Mushu.

Oj, nie denerwuj się, mała — zaśmiał się jeszcze bardziej bezczelnie, po czym zaczął mnie czochrać.

Zostaw mnie, bo tego pożałujesz. — Odtrąciłam jego rękę, ponownie naciągając kaptur na głowę.

Już, już. Już dobrze, Kruszynko.

Naprawdę musisz to robić? Znajdź sobie inny obiekt do żartów — sapnęłam ze złości. Chyba jednak wolałabym wracać sama do domu…

Nie rozumiem, co złego jest w tym uroczym przezwisku.

Na przykład to, że jest kompletnie nieuzasadnione i bez sensu, więc jak mogłabym cię prosić, to przestań mnie tak nazywać.

Jak to nieuzasadnione? — Spojrzał na mnie zdziwiony, po czym założył ręce na klatce piersiowej. — To nie ja wyjadałem całą kruszonkę z placka, a potem wszystkie okruszki, jakie były na talerzu. Poza tym — uciszył mnie gestem, nim zdążyłam choćby otworzyć usta. Dupek. — sama zwracasz się do mnie przezwiskiem z dzieciństwa, więc uznałem, że ci to nie przeszkadza.

Dobrze wiesz, że nie znoszę, jak tak do mnie mówisz, poza tym — uciszyłam go tak samo jak on mnie. Masz za swoje. — ty pierwszy, doskonale wiedząc, że tego nie lubię, zacząłeś nazywać mnie przezwiskiem. Po prostu się odegrałam.

Wyszłoby ci to, gdyby nie fakt, że mi to przezwisko nie przeszkadza. — Zaśmiał się i zaplótł ręce na karku.

Och, wal się. Zawsze wszystko musi wyjść na twoje, co? Pan zawsze-mam-rację. Dlaczego ja się jeszcze z tobą zadaję?

Czyli wracamy do normalnych relacji? — Uśmiechał się delikatnie.

Co masz na myśli?

Demon podbiegł do nas, trzymając w pysku patyk, po czym upuścił mi go pod nogi. Podrapałam go za uchem i rzuciłam mu patyk, a on pobiegł za nim, poszczekując radośnie.

To, że rozmawiamy ze sobą i się nie kłócimy. — Tym razem Demon podrzucił patyk Kastielowi.

Tak… Chyba tak…

Spuściłam wzrok na chodnik. Nasza ostatnia rozmowa nie wyglądała dobrze. O ile można było nazwać moje wycie w rękaw rozmową. Miałam tylko nadzieję, że nie dostrzeże mojego rumieńca. Jednak miał trochę racji. Też tęskniłam za naszymi spacerami z Demonem czy wieczornymi rozmowami.

Przez dłuższą chwilę szliśmy w milczeniu, co jakiś czas rzucając patyk psu.

Słyszałem, że bierzesz udział w zawodach — mruknął od niechcenia, ale wystarczyło zwrócić wzrok na jego natarczywe spojrzenie. Do czego pijesz, Kas?

Skąd to wiesz?

Miałem sprawę do Dakoty, ale widziałem, że jesteście zajęci, więc wam nie przeszkadzałem.

Więc stałeś i bezczelnie nas podsłuchiwałeś? — Widząc zawstydzenie na jego twarzy, szturchnęłam go w ramię. — Owszem, zgodziłam się na udział, czemu pytasz?

Z ciekawości. Po prostu nie wydawałaś mi się osobą, którą interesują takie sprawy.

Co? — Parsknęłam śmiechem. Nie wierzyłam w to co usłyszałam. O czym on do mnie mówi? — Interesuję się boksem od dziecka. To moja pasja, więc jak miałabym nie być zainteresowana wystąpieniem w zawodach. Przecież takie wydarzenie to najlepsza okazja do pójścia dalej.

Rozumiem, ale… — Przerwał na moment i ciężko westchnął. Widziałam w jego oczach, że gryzie się z czymś. Że nie mówi mi tego, co naprawdę myśli.

Wyduś to z siebie.

Chodzi o to, że… — zająknął się, drapiąc po głowie z niepewną miną. Zachęciłam do ruchem dłoni. No, dalej, mów! — Moim zdaniem nie powinnaś brać w tym udziału.

Booo…?

Bo uważam, że to dla ciebie zbyt niebezpieczne. A co jeśli trafisz na silniejszego przeciwnika?

To wtedy przegram. Nie uważam się za najlepszą na świecie i mam świadomość, że ktoś może okazać się lepszy i wygrać ze mną.

Ale to zbyt niebezpieczne! Może ci się stać krzywda, możesz złamać nos, uszkodzić wzrok, przeciwnik może cię znokautować, możesz wylądować w szpitalu, możesz…

Kastiel. — Przerwałam stanowczo jego wywód. — To boks. Oto w tym chodzi. Żeby robić sobie krzywdę i pokonać przeciwnika. Poza tym to z Dakotą ćwiczę od dziecka i jeśli on uważa, że mogę startować w zawodach, to ja nie mam zamiaru marnować szansy. Zamierzam pójść wyżej.

Martwię się o ciebie. To będzie twój pierwszy raz i nie mówię, że przez to sobie nie poradzisz, ale co się stanie, jeśli faktycznie przegrasz albo doznasz poważnych uszkodzeń? Jak poradzisz sobie z przegraną?

To miłe, że się o mnie martwisz, ale naprawdę nie masz o co. — Poklepałam go pocieszająco po ramieniu. Czy to nie dziwne, że to ja pocieszam jego, skoro to nade mną wisi widmo przegranej? — Mam świetnego trenera, który nie dopuści do tego, bym była nieprzygotowana, a w razie przegranej mam przyjaciół, którzy są obok mnie.

A co na to twoi rodzice?

Spokojna twoja rozczochrana, dowiedzą się w swoim czasie. — Uśmiechnęłam się szeroko, mimo że z nerwów wszystko w środku mi się ściskało.

Miałam nadzieję, że wypadło to na tyle szczerze, że nie domyśli się, co tak naprawdę napawało mnie niepokojem, i że przestanie drążyć temat. Nie wiem, jak długo udałoby mi się utrzymać maskę pewności siebie.

Całe szczęście niedługo później dotarliśmy pod mój dom, więc mogłam szybko czmychnąć. Pożegnałam się jeszcze wylewnie z Demonem, który niechętnie zaakceptował naszą rozłąkę.

Może Kas ma rację i powinnam częściej się z nim spotykać, chociażby ze względu na Demona? Sama bardzo tęskniłam za tym poczciwym psiskiem i jego mądrymi oczami. Tak, wydaje mi się, że dla niego mogłabym się przełamać i częściej wychodzić na spacery.

Chociaż teraz to będzie raczej niemożliwe. I tak miałam beznadziejnie mało czasu na ogarnięcie nauki, a co dopiero jeszcze na spacery. Musiałam to wszystko jakoś poukładać. Może chociaż raz w tygodniu będę mogła wyrwać się na godzinkę…

Już jestem!

Ściągnęłam przy wejściu buty, założyłam kapcie i zajrzałam do salonu. Tata siedział przy stole zawalonym masą teczek i papierów, a mama przykryta kocem drzemała na kanapie.

Czemu tak późno wróciłaś? — Spojrzał na mnie znad okularów, które osunęły mu się na czubek nosa.

Wyglądał zupełnie jak Bruce Banner.

Zagadałam się z Dakotą i po drodze spotkałam Kastiela… — Usiadłam obok taty i zerknęłam na to, nad czym pracował. — Nowa sprawa?

Tak, ale na szczęście nic z czym bym sobie nie poradził. Zwykła sprawa rozwodowa. — Westchnął ciężko, ściągnął okulary i przetarł twarz dłońmi. — Rozmawiałaś z Kastielem? Co u niego słychać?

Tak, odprowadził mnie do domu. Um… Wszystko w porządku. Dalej zachowuje się jak upierd. — Zaśmiałam się i przeciągnęłam.

Wiesz, jest takie powiedzonko. Kto się czubi ten się lubi. — Gdyby to faktycznie miało przełożenie na stan rzeczywisty, tato, to z Lysandrem byłabym już po ślubie. — Dawno go u nas nie było, może zaprosisz na piątkową kolację? Zagralibyśmy w kalambury, tak jak kiedyś?

Mogę go zapytać, czy wpadnie. — Pokiwałam głową i udałam się w kierunku kuchni. — Jadłeś coś?

Tak. Mama schowała dla ciebie kolację do lodówki.

Okej, dziękuję!

W lodówce, na talerzyku czekały na mnie pięknie przystrojone kanapki z twarożkiem, pomidorem i ogórkiem. Och… Kochana…

Zrobiłam jeszcze herbaty, dla siebie malinowej, a dla taty z miodem. Postawiłam przed nim kubek, na co zareagował ciepłym uśmiechem.

Dziękuję, nie musiałaś — odparł, jednak i tak chętnie sięgnął po kubek.

Wiem, ale wiem też, że lubisz herbatę przy pracy. — Wzruszyłam ramionami i pocałowałam go w policzek. — Idę się jeszcze pouczyć.

Dobrze. Nie siedź za długo.

Ty też!

Pobiegłam do pokoju, uważając żeby nie rozlać herbaty. Zamknęłam za sobą drzwi i odstawiłam kanapki i kubek na biurko. Wzięłam szybki prysznic i zasiadłam przy książkach.

Wpatrywałam się w notatki, stukając długopisem o biurko. Dopiero po chwili zorientowałam się, że czytam to samo zdanie już któryś raz. Bezwiednie sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do Kastiela.

Zablokowałam ekran i odrzuciłam telefon na bok. Muszę się skupić na nauce, a nie na telefonie!

Zaczęłam pisać odpowiedź na zadanie, kiedy usłyszałam cichy dźwięk przychodzącej wiadomości. Ponownie sięgnęłam po telefon i parsknęłam śmiechem. Wywołałam wilka z lasu.

OD: Mushu

Treść: Wymęczyłaś tak Demona, że padł na wycieraczce.

Później mu odpiszę. Najpierw obowiązki.

Ponownie skupiłam się na zadaniu, ale znów po kilku napisanych zdaniach sięgnęłam po telefon.

OD: Kruszynka

Treść: Sam go przeciągnąłeś przez pół miasta. Nie ma co się biedakowi dziwić, że nie ma sił.

Odłożyłam telefon na bok, tym razem wyciszając go na dobre. Nie mogłam się tak łatwo rozpraszać, jeśli chciałam nadrobić chociaż część w jeden wieczór.

Kiedy blisko godziny dwudziestej trzeciej zamknęłam jeden z ostatnich zeszytów, odetchnęłam z ulgą. Udało mi się. W końcu byłam na bieżąco z materiałem. Przeciągnęłam się na krześle z cichym westchnieniem. Miałam ogromną ochotę położyć się i spać wieczność.

Zaczęłam pakować książki do torby, kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

Proszę — mruknęłam, nie odrywając się od pakowania.

Miałaś nie siedzieć do późna. — W drzwiach pojawił się tata i pokręcił z dezaprobatą głową.

I kto to mówi? Ja już swoje skończyłam. — Podparłam boki dłońmi i uniosłam wyzywająco podbródek.

Masz mnie. Ja niestety będę musiał posiedzieć trochę dłużej — zaśmiał się cicho i poprawił okulary. — Dobranoc.

Dobranoc.

Tata wyszedł, a ja skończyłam szykować się na następny dzień.

Przebrałam się w piżamę i wyciągnęłam się na wąskim łóżku. Z cichym stęknięciem przyjęłam miękki materac i poduszki. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo bolały mnie plecy. Leżałam dłuższy moment w bezruchu, delektując się wygodą. Po chwili sięgnęłam po telefon. Skrzynkę odbiorczą miałam zawaloną wiadomościami od Kastiela. Większość to były zdjęcia Demona, który spał na wycieraczce w rzeczywiście dziwnych pozycjach. Kastiel wysłał mi również filmik, na którym próbował obudzić Demona podsuwając mu smakołyki pod nos. Widząc zaspanego psa, który wodził nosem za chrupkiem, popiskując cicho, ledwo powstrzymałam się od śmiechu.

W pierwszej chwili chciałam mu coś odpisać, ale ostatecznie ustawiłam tylko budzik na jutro i odłożyłam telefon na szafkę. Było na tyle późno, że pewnie już spał i nie chciałam go przypadkiem obudzić.

Jednak ledwo wtuliłam twarz w poduszkę usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.

OD: Mushu

Treść: Dobranoc, słodkich snów, Kruszynko.


Och, co za dupek! Przewróciłam oczami i na szybko wystukałam wiadomość.


OD: Kruszynka

Treść: Przestań mnie tak nazywać! Dobranoc. Koszmarnych snów.


OD: Mushu

Treść: O! Czyli jednak nie śpisz! Będę śnił o zezłoszczonej Tobie.


OD: Kruszynka

Treść: Właśnie miałam iść spać, ale podniosłeś mi ciśnienie. Wal się…

Sapnęłam ze złości, odkładając telefon na szafkę. Nie potrafi odpuścić. Musi mnie wkurzać! Pewnie teraz zaciesza tę durną gębę. Och… Ile bym dała, żeby zetrzeć mu ten uśmieszek…

OD: Mushu

Treść: No już, już nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi.


Przewróciłam oczami, wzdychając cicho.


OD: Kruszynka

Treść: Patrzcie państwo, jaki znawca się znalazł…


OD: Mushu

Treść: A żebyś wiedziała! Myślę, żeby napisać o tym książkę. To byłby bestseller.


OD: Kruszynka

Treść: Od kiedy z Ciebie taki narcyz się zrobił?


OD: Mushu

Treść: Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz. ;P


OD: Kruszynka

Treść: O! Ciekawe. To może mi o nich opowiesz w piątek na kolacji?


OD: Mushu

Treść: Czy Ty proponujesz mi randkę?


Och, tak na pewno, bo nie mam nic innego do roboty, tylko umawiać się na randki i to jeszcze z takim durniem jak on.


OD: Kruszynka

Treść: Gdyby tak było, to szedłbyś na nią moim tatą, bo to jego pomysł, żeby zaprosić Cię na kolację. Powodzenia.


OD: Mushu

Treść: Och, to tak wygląda. Szkoda, bo chętnie wybrałbym się z Tobą na chociażby przyjacielską randkę. Co nie zmienia faktu, że chętnie wpadnę na kolację. O której mam być?


OD: Kruszynka

Treść: Nie ma czegoś takiego jak przyjacielskie randki. Nie wiem jeszcze, podejrzewam, że koło 18, ale dam Ci jeszcze znać. A teraz pozwól, że naprawdę pójdę spać, bo oczy mam otwarte na zapałki.


OD: Mushu

Treść: Okej, będę czekać. Haha, to musi być ciekawy widok. Dobranoc, Kruszynko.


Ech… I musiał wszystko zepsuć. Nie mogło się obyć bez tego durnego przezwiska? Przysięgam, że jak go spotkam i znowu wyjedzie mi z tym, to go uduszę gołymi rękoma. Naprawdę!

Ostatecznie po odpowiedzeniu odłożyłam telefon i z cichym westchnieniem wtuliłam się w poduszkę.