Menu

niedziela, 29 marca 2020

Lysandrowe fantazje – CIOS PIERWSZY

Samo pojęcie „moda” rozumiane jako określony przez zawodowych projektantów gotowy wzór do powielania pojawił się w połowie XIX wieku. Było to ściśle związane z pojawiającą się wtedy reformą życia, kiedy to światła część społeczeństwa próbowała tworzyć nowe wzorce obyczajowości. Zaczęto wtedy walczyć z niewygodnymi krojami czy drogimi materiałami i próbowano zastąpić to prostotą i wygodą, a rozpowszechniano to w dokładnie taki sam sposób jak teraz. Za pomocą czasopism.
Podałam wydrukowane zdjęcia przykładowych gazet osobom w pierwszych ławkach. Większość przeleciała po nich wzrokiem, podając dalej, tylko nieliczni zawieszali spojrzenie na kilka sekund dłużej.
Dlaczego w ogóle podjęłyśmy się tego tematu? Co on ma wspólnego ze sztuką?
Emancypantki ostro zwalczały ówczesne gorsety, ale też dużą rolę odegrali artyści, którzy przy okazji stworzyli nowy typ sylwetki ubranej w proste, a jednocześnie wyrafinowane szaty — kontynuowała Ami, przewijając na prezentacji kolejne zdjęcia pozbawionego gorsetu kostiumu z prostego kaftana i szerokich pantalonów. — Strój ten, co prawda, wywołał niemałe zamieszanie, ale nie został dobrze przyjęty.
Nie dziwię się — parsknął ktoś z tyłu klasy.
Dlatego w ciągu dziesięciu lat od zakończenia I wojny światowej do Wielkiego Kryzysu w dziedzinie, tak zwanej wysokiej mody, wymyślono niemal wszystko, co nosi się do tej pory — odezwała się Char i wyszła nieco naprzeciw klasy. — Chyba najważniejszym trendem była likwidacja płci mody. Pojawiła się wówczas sylwetka chłopczycy, bez piersi, talii i bioder, a ogromną popularność zdobywał strój sportowy.
Komuś się chyba pomieszały czasy i nadal nie zauważył, że strój sportowy nie jest już na topie.
Słysząc chłodny głos Lysandra, zesztywniałam. Wiedziałam. Byłam stuprocentowo pewna, że dzisiaj nie odpuści. Ledwo przekroczyłam próg szkoły, patrzył na mnie jak drapieżnik na ofiarę, który czeka na odpowiedni moment. I właśnie go znalazł.
Boom gospodarczy z początków lat 20-tych i potrzeba odreagowania doświadczeń I wojny światowej dały impuls do stworzenia stylu kobiety wyzwolonej flapper-look, czyli chłopczycy. Styl ten utrzymał się do około 1933 roku, ale pomimo że upowszechnił się w ubiorze masowym, dość szybko stracił na popularności. — Puściłam jego uwagę mimo uszu, skupiając się na prezentacji. Nie dam się wyprowadzić z równowagi.
Na to wygląda, że prawie sto lat temu załapano, że upodobnianie laski do faceta nadaje się tylko do odstawki…
To nie jest kolej twojej prezentacji, Lysandrze — odezwał się Pan Wells, rzucając chłopakowi karcące spojrzenie. — Jeszcze będziesz mieć szansę się wypowiedzieć, ale na razie nie przeszkadzaj dziewczynom. Możecie kontynuować —zwrócił się do nas uprzejmym głosem.
Postaramy się przyspieszyć i nie zanudzać co poniektórych… — Ami uśmiechnęła się delikatnie i zwróciła w stronę klasy. — W połowie lat trzydziestych, po wielkim kryzysie, ważny był popyt napędzający gospodarkę oraz american dream popularny w Europie. Taka atmosfera sprzyjała tworzeniu mody ekscentrycznej i luksusowej, a przede wszystkim podkreślającej to, co kobietę odróżnia od mężczyzny.
Przepraszam bardzo, ale chciałbym zgłosić, że ta prezentacja jest kompletnie nie na temat. — Wysoko podniesiona ręka Lysandra była dla mnie jak syrena zwiastująca apokalipsę. — To miała być prezentacja na temat historii mody, a nie na temat bezguścia koleżanki z klasy.
Na moment zamarło mi serce i poczułam, jak wszystkie mięśnie boleśnie się spinają.
Nie wierzę, że to powiedział…
To jest bardzo nie na miejscu, Lysandrze. Natychmiast wyjdź i skieruj się prosto do dyrektorki – głos nauczyciela podniósł się przy tej wypowiedzi.
Zamrugałam kilka razy. Dlaczego wszystko jest takie rozmazane?
Czym sobie na to zasłużyłam?
Mich, wszystko w porządku? — szepnęła Ami i dotknęła mojego ramienia.
Kiwnęłam głową, wkładając w ten ruch całą swoją świadomość, w próbie odzyskania władzy nad sobą. Przestań się przejmować, Mich, i nie myśl o jego słowach.
Jednak im bardziej próbowałam zachować godność, tym bardziej drżały moje zaciśnięte dłonie. Wzięłam głęboki wdech, aż poczułam pieczenie w płucach. Rozprostowałam palce, ale nadal miałam ochotę coś rozszarpać.
Kobiecość została stworzona przez połączenie antycznej powściągliwości z delikatnością lekkich tkanin… — Głos Char dobiegał jakby z oddali.
...wyglądasz jak facet…
...świnko…
...bardziej przypominasz ojca niż matkę…
Jedyna znana mi osoba, która mogłaby się tobą ewentualnie zainteresować, to Alexy…
Mich, teraz twoja kolej. — Lekkie kuksnięcie w ramię sprowadziło mnie ze świata, w którym istnieją tylko moje, kiedyś chyba białe, znoszone adidasy – czy naprawdę musiałam wdepnąć w tę błotnistą głębinę akurat dzisiaj? – i wstyd.
Ja… — Ścisnęłam wnętrze policzków zębami. Na czym one stanęły? — Powróciła także zmodyfikowana wersja gorsetu, a…
To już mówiła Charlotte — przypomniał pan Wells.
Och… — Policzki wręcz paliły żywym ogniem. — Przepraszam... Ekhm… Mogę wyjść do toalety?
Wszystko w porządku, Mich?
Tak… Po prostu muszę wyjść do toalety.
Pan Wells machnął ręką w stronę drzwi.
Kiedy znalazłam się na korytarzu, mocno przetarłam twarz dłońmi. Co jest z tobą nie tak, Mich? Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby dziecinne dokuczanie rozkojarzało mnie podczas lekcji.
Dziecinne dokuczanie.
Uszczypliwe słowa Lysandra i Rozalii nadal krążyły mi w głowie, raniąc jak najostrzejsze noże. Wżynały mi się w mózg, nie pozwalając się skupić na czymkolwiek innym.
Szybkim krokiem skierowałam się ku rozmazanym schodom.
Nie rycz, głupia! Jesteś silna i takie bzdury cię nie dotykają.
Bolesne pulsowanie w klatce piersiowej utrudniało oddychanie, a kwas podchodził do gardła. Niecierpliwie przełknęłam ślinę i zbiegłam po schodach, przeskakując po kilka stopni naraz.
Kiedy znalazłam się na parterze, ledwo udało mi się uniknąć zderzenia z Kastielem. Spojrzałam na niego przelotnie i zaraz odwróciłam wzrok.
Przepraszam, nie zauważyłam cię — mruknęłam w stronę jego butów.
Hej, nic się nie stało — zaśmiał się. Po chwili zaczął mi się przyglądać.
Chciałam go minąć, ale zatrzymała mnie jego szeroka dłoń.
Wszystko w porządku?
Tak, po prostu spieszę się do toalety. — Zmusiłam się do uśmiechu i machnęłam ręką w bliżej nieokreślonym kierunku, błądząc wzrokiem jak najdalej od niego.
Błagam, puść mnie już. Nic mi nie jest.
Właśnie minęłaś drzwi do łazienki. — Cholera! — Co się stało?
Nic. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. — Uniosłam nieco brodę, poszerzając uśmiech. — Mogę już iść, panie profesorze?
Tylko dlaczego ci nie wierzę? — Stanął przede mną tak, że znów musiałabym go mijać. — Nawet jeśli na mnie nie patrzysz, to i tak widzę twój zaszklony wzrok. Co się stało?
Wydaje ci się — mruknęłam, wzruszając ramionami. Utkwiłam wzrok w pękniętej kafelce przy ścianie za plecami Kasa. Potarłam szyję, czując jak napięcie w ciele ponownie narasta. — Dlaczego zaraz zakładasz, że coś się stało? Może najzwyczajniej w świecie coś wpadło mi do oka i dlatego spieszę się do toalety? Poza tym...
Jak już mówiłem, minęłaś drzwi do toalety, więc ten argument mnie nie przekona. — Założył ręce na klatce piersiowej, przechylając głowę na bok. — Powiesz mi co tak naprawdę się stało?
Nic się, do cholery jasnej, nie stało! — warknęłam unosząc gwałtownie ręce, Zamrugałam kilka razy odganiając łzy i odetchnęłam głęboko. — Naprawdę… Daj mi już spokój… — zająknęłam się i obróciłam, chcąc ominąć jego przenikliwy wzrok.
W jednej chwili dotykałam klamki, a w drugiej otaczały mnie jego ramiona, głaszcząc kojąco po plecach. W następnej rozkleiłam się, wciskając głowę w jego ramię.
Co ja, do cholery jasnej robię?!
No, już… Spokojnie... — szeptał mi we włosy, kiedy wyłam żałośnie w jego bluzę.
Łapczywie nabierałam powietrza, krztusząc się łzami.
Czułam się słaba, beczałam jak najęta, znajdując odrobinę bezpieczeństwa w Kastielu, którego ramiona były wtedy moim schronem.
...Prawie wcale nie przypomina dziewczyny…
...pieprzony kujonie!...
Opowiesz mi co się stało? — zapytał łagodnie, próbując mnie delikatnie od siebie odsunąć, ale ja wczepiłam się mocniej i pokiwałam na zgodę.
...Komuś się chyba pomieszały czasy i nadal nie zauważył, że strój sportowy nie jest już na topie...
To on… — załkałam, po raz kolejny dławiąc się łzami i powietrzem.
Zacisnęłam mocno zęby, kręcąc głową.
Wyjdź z mojej głowy…! Ja już nie chcę tego słyszeć!
Ale upokarzające mnie teksty Lysandra zainfekowały moją pamięć i miałam wrażenie, że nigdy nie zdołam ich deinstalować.
Ahg… — warknęłam i wczepiłam palce we włosy szarpiąc je.
Zostaw!
... temat bezguścia koleżanki z klasy...
Ścisnął mnie mocniej, mówiąc coś o ławce i chusteczkach.
Wyrwałam mu się, oddychając nierówno. Muszę wyjść. Zaczęłam rozglądać się chaotycznie po korytarzu, jakbym zgubiła się pierwszego dnia w nowej szkole.
Mich, uspokój się. — Kas dotknął mojego ramienia, a ja odskoczyłam jak oparzona.
Zostaw mnie. Nic mi nie jest.
Odetchnęłam głęboko, opanowując się nieco. Jakby wypowiedzenie tych słów na głos sprawiło, że roztrzęsienie i rozgoryczenie zmalało. Jednak ze spokojem przyszła również bolesna świadomość, że po raz kolejny dałam się wyprowadzić z równowagi. Przygryzłam wargę i odsunęłam się od Kastiela. Wzięłam kolejny mocny wdech i zaczęłam gorączkowo wycierać mokre policzki.
Proszę. — Uśmiechnął się, podając paczkę chusteczek.
Skinęłam głową w podziękowaniu i wyciągnęłam jedną. Wydmuchałam nos i wzięłam kilka głębokich oddechów, czując jak cała złość i rozpacz odchodzą.
Tu jesteś! Ile cię można szukać w tej cholernej szkole! — Słysząc ten pioruński głos, poczułam jednocześnie pragnienie mordu i schowania się.
No i spokój, poszedł się kochać.
Zgniotłam chusteczkę. Opuściłam nieco głowę, pozwalając grzywce opaść na czoło. Całą siłą woli powstrzymałam się przed odwróceniem się do Lysandra.
Dziękuję za… — Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do Kastiela i ruszyłam w stronę toalet.
Mich, zaczekaj!
Odwróciłam się w jego stronę, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo Lysander stanął mu na drodze.
Muszę z tobą porozmawiać… — zaczął zirytowany, ale kiedy zauważył, że Kas nie poświęca mu uwagi, podążył za jego wzrokiem. — Ach… To ty…
Prychnęłam cicho i ledwo powstrzymałam się od wzdrygnięcia, czując jego lustrujący wzrok. Czemu mi się tak przygląda?
Nim zamknęłam się w łazience, widziałam jak powoli odwrócił się z powrotem do Kastiela i złapał się za szyję, widocznie wybity z rytmu.
Miałam serdecznie dość tego dnia. Marzyłam tylko o tym, by znaleźć się na sali u Dake’a, żeby poczuć ból spracowanych mięśni i pot cieknący po plecach. Chciałam znaleźć się jak najdalej od Przeklętego Duetu. Może uda mi się przed treningiem pobiegać...?
Zmoczyłam twarz wodą, wzdychając cicho z ulgą. Policzki paliły mnie niemiłosiernie, a chłód dawał cudowne orzeźwienie. Ostatni raz ochlapałam buzię i otarłam ją papierowym ręcznikiem. Spięta stanęłam przed drzwiami.
Czego ty się boisz, Mich? Dasz radę. Wystarczy tylko mieć wyrąbane i pójść przed siebie.
* * *
Po zakończonych lekcjach udałam się głównego wyjścia, gdzie czekał już na mnie pan woźny, a Lysandra nigdzie nie było widać. Westchnęłam przeciągle, masując nasadę nosa. Pewnie znowu się spóźni.
Dobrze, że już jesteś. Dzisiaj zaczniemy od pokoju gospodarzy. — Pan Flynn postawił przede mną wiadro i mop.
Nie czekamy na Lysandra? — Zdziwiona patrzyłam na plecy pana woźnego.
Dzisiaj pracujemy sami — odparł jak gdyby nigdy nic, podzwaniając pękiem kluczy.
O czym on mówi? Dlaczego ten… ugh… znowu nawiał ze szlabanu i nie ponosi za to konsekwencji? Co tu się dzieje?
Dlaczego?
Takie informacje dostałem od pani dyrektor. Lysander ma ważne sprawy rodzinne do załatwienia, dlatego jesteśmy sami, a ty jesteś krócej. On odrobi ten dzień w innym terminie. — Uśmiechnął się i przepuścił mnie w drzwiach do pokoju.
Rozumiem… — mruknęłam niemrawo.
Z jednej strony cieszyłam się, że mogłam wrócić wcześniej do domu. Przynajmniej zaoszczędzony czas mogłam wykorzystać na trening. Z drugiej — doświadczałam pewnej zazdrości, bo po raz kolejny wywinął się od kary, jakby był uprzywilejowany.
Miałam nadzieję, że Lysander faktycznie nie umknie od szlabanu i odrobi to kiedy indziej. I że tego dnia pracy będzie więcej niż dzisiaj.